Niemcy: właściciele domów mają obowiązek odśnieżania chodników i podjazdów także w weekendy

Właściciele domów w Niemczech powinni obecnie uważnie śledzić prognozy pogody. Jeśli w nocy znów spadnie śnieg, będą musieli wcześnie wstać, aby odśnieżyć chodniki i podjazdy – dotyczy to także weekendów. Centrum informacyjne firmy ubezpieczeniowej R+V Versicherung radzi, na co zwrócić uwagę.

W większości niemieckich miast i gmin chodniki muszą być odśnieżone już przed godziną 7 rano, a w niedzielę i święta do godziny 8

Śnieżny krajobraz wygląda pięknie. Nie można jednak zapominać o tym, że biały puch na chodnikach znacznie zwiększa ryzyko wypadków. Dlatego do obowiązków właścicieli domów należy odśnieżanie. „Są oni odpowiedzialni za teren przed swoją posesją aż do wejścia do domu i za dojścia do pojemników na śmieci” – mówi Benny Barthelmann, ekspert ds. odpowiedzialności cywilnej w firmie R+V Versicherung.

Lokalne przepisy dotyczące sprzątania ulic określają, w jakich godzinach i w jakim zakresie należy wywiązać się z tego obowiązku. W większości niemieckich miast i gmin chodniki muszą być odśnieżone już przed godziną 7 rano i do godziny 20 od poniedziałku do soboty. W niedziele i święta zwykle trzeba usunąć śnieg do godziny 8 rano i obowiązek ten spoczywa na nas również do godziny 20. „Ma to jednak zastosowanie tylko wtedy, gdy opady śniegu są niewielkie lub gdy śnieg przestał padać” – wyjaśnia Barthelmann. „Jeśli śnieg pada nieprzerwanie, nie trzeba go usuwać przez cały czas.”

Jeżeli dojdzie do wypadku, w którym ucierpi pieszy, odpowiedzialność ponosi osoba, która nie wywiązała się z obowiązku odśnieżania. Ponadto może zostać nałożona kara pieniężna – na przykład w Hamburgu jej wysokość może sięgać nawet 50 tys. euro!

Najemcy są zobowiązani do odśnieżania tylko pod pewnymi warunkami

Co istotne, obowiązek odśnieżania może zostać przeniesiony na najemców. „Wtedy to oni ponoszą odpowiedzialność, jeśli dojdzie do wypadku” – mówi Benny Barthelmann. Obowiązek ten powinien być jednak wyraźnie określony w umowie najmu. Sam zapis w regulaminie domu nie wystarczy. „Ponadto wynajmujący nie są całkowicie zwolnieni z odpowiedzialności. Muszą upewnić się, że śnieg jest faktycznie usuwany – w przeciwnym razie, jeśli dojdzie do wypadku, mogą zostać uznani za współodpowiedzialnych” – dodaje ekspert R+V. W większości przypadków prywatne ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej pokryje szkody.

Oto dodatkowe wskazówki centrum informacyjnego R+V:

  • Jeśli ktoś nie jest w stanie wywiązać się z obowiązku odśnieżania, musi znaleźć zastępstwo – na przykład poprosić o pomoc znajomych lub porozmawiać z dozorcą.
  • Odgarnięty śnieg należy składować w miejscu, w którym nie powoduje on zakłóceń w ruchu pieszych i samochodów. Można go zgarnąć na krawędź chodnika.
  • W wielu gminach chodniki przed posesją i ścieżki prowadzące do wejścia do domu muszą być odśnieżone na szerokości 1-1,5 metra. Na potrzeby zapewnienia dostępu do pojemników na śmieci wystarczy natomiast odśnieżyć wąskie przejście.

Źródło: www.presseportal.de

Kończą się litery „M“ – Monachium wprowadza „MUC” jako drugą tablicę rejestracyjną

0

W stolicy Bawarii powoli zaczyna brakować tablic rejestracyjnych ze względu na samochody elektryczne. Monachijskie samochody będą więc mogły jeździć z nowymi tablicami rejestracyjnymi.

Nowe tablice dostępne od 1 grudnia, ale nie dla wszystkich

Już niedługo pojazdy w Monachium będą mogły mieć nowe tablice rejestracyjne, poza dotychczasowymi, tradycyjnymi, rozpoczynającymi się na literę „M”. Miasto wprowadza bowiem nowe oznakowania „MUC” na tablicach. Monachium ogłosiło, że do wyboru są teraz „tysiące nowych tablic rejestracyjnych”.

Nowe kombinacje będą dostępne w Monachium od 1 grudnia – ale tylko dla pojazdów bez sezonowych tablic rejestracyjnych, klasycznych tablic rejestracyjnych (dotyczy oldtimerów) lub tablic rejestracyjnych typu E. Powód? Całkowita długość tablicy rejestracyjnej nie może przekraczać ośmiu znaków.

Nowy „znak rozpoznawczy”, jak nazywa się go w oficjalnym języku niemieckim, stał się konieczny ze względu na rosnącą liczbę pojazdów elektrycznych. Nie chodzi jednak o liczbę zarejestrowanych samochodów na monachijskich drogach. Dodatkowe „E” na tablicy rejestracyjnej zmniejszyło po prostu liczbę możliwych wariantów tablic rejestracyjnych – zwłaszcza krótkich kombinacji.

Zapasy tablic na „M” wyczerpały się

„Zapasy krótkich tablic rejestracyjnych rozpoczynających się na „M” dla skuterów elektrycznych i motocykli wyczerpały się”, wyjaśniła urzędniczka administracji okręgowej, Hanna Sammüller-Gradl. Do tej pory rejestracja online nie była więc możliwa. Dzięki „MUC”, każdy będzie mógł w przyszłości skorzystać z ofert online, można też zapobiec wąskim gardłom w kombinacjach. Nowa tablica rejestracyjna została zatwierdzona w lipcu.

Początkowo jednak, zgodnie z oświadczeniem miasta, można się o nią ubiegać tylko „po umówieniu się na miejscu w urzędzie rejestracji pojazdów lub w ramach zmiany miejsca zamieszkania w urzędzie obywatelskim”. Wcześniejsze rezerwacje nie są możliwe. Nadal trwają prace nad rejestracją online i możliwością rezerwacji preferowanych tablic rejestracyjnych.

Burmistrz, Dominik Krause, powiedział, że jest ciekawy, jak szybko nowe tablice rejestracyjne zadomowią się na ulicach. Krause życzył przyszłym właścicielom tablic rejestracyjnych MUC „dobrej i bezpiecznej podróży oraz dużo kreatywności w wymyślaniu kombinacji liter, które są teraz możliwe”. Dla muzyków oczywistym wyborem będzie zapewne „MUC-KE” („Mucke” to w języku potocznym „Musik”, czyli muzyka).

Źródło: www.spiegel.de

Niemcy: za posypywanie dróg solą w celu usunięcia oblodzenia może grozić mandat w wysokości nawet 10 000 €!

1

Niemcy zmagają się z pierwszym w tym sezonie atakiem zimy: spadł śnieg, panują ujemne temperatury, a w wielu częściach kraju drogi są oblodzone. Jednak każdy, kto jako osoba prywatna sięga teraz po sól drogową, powinien zastanowić się dwa razy, ponieważ może zostać ukarany wysokim mandatem.

Właściciele domów są zobowiązani do oczyszczania chodników ze śniegu i lodu

To, co tak właściwie powinno zapewniać bezpieczeństwo, w wielu miejscach Niemiec jest zakazane. Chodzi o używanie soli drogowej, która jest stosowana jako środek do rozmrażania i zwalczania śliskości zimowych na drogach i chodnikach. Każdy, kto mimo to użyje soli, musi liczyć się z surową karą, której wysokość różni się w zależności od miasta i gminy.

Ostatnio w wielu miejscach w Niemczech drogi i chodniki zamieniły się w prawdziwe lodowiska. Właściciele domów są zobowiązani do oczyszczania chodników ze śniegu i lodu, aby nie stwarzać zagrożenia dla innych osób. Niektórzy sięgają po tradycyjny środek, jakim jest sól drogowa. Jeśli jednak mieszkacie w mieście lub gminie, w której stosowanie soli drogowej jest wyraźnie zabronione, może to być bardzo kosztowne.

Niemcy: za zignorowanie zakazu posypywania dróg solą grozi mandat w wysokości do 10 tys. euro

W zależności od przepisów obowiązujących w danej gminie, używanie soli drogowej może być zabronione, a według portalu ntv, każdy, kto ich nie przestrzega, popełnia wykroczenie. Za zignorowanie zakazu posypywania dróg solą może grozić mandat w wysokości nawet 10 tys. euro! Jeśli chcecie tego uniknąć, powinniście zasięgnąć informacji w miejscowym urzędzie miasta lub gminy, czy obowiązuje tu zakaz posypywania dróg solą oraz czy istnieją wyjątki, np. możliwość zastosowania jej na schodach lub w szczególnie newralgicznych miejscach. Do dużych miast, w których obowiązuje zakaz używania soli, należą Berlin, Duisburg, Freiburg, Hamburg, Karlsruhe, Lubeka, Moguncja, Monachium, Schwerin i Wiesbaden.

Aby zapewnić bezpieczeństwo, nie trzeba koniecznie używać soli. Piasek, żwir i grys także dobrze spełnią swoje zadanie. Zaletą jest to, że gdy nadejdzie odwilż, te środki do posypywania mogą zostać zamiecione i ponownie użyte, gdy znowu zajdzie taka potrzeba.

Źródło: www.prosieben.de

Niemcy: od czasu wprowadzenia Bürgergeld osoby odmawiające podjęcia pracy praktycznie nie muszą obawiać się sankcji

5

CDU i CSU ostro krytykują tzw. dochód obywatelski (niem. Bürgergeld) wprowadzony przez koalicję sygnalizacji świetlnej złożoną z SPD, Zielonych oraz FDP. Pewien przykład pokazuje, że ci, którzy nie chcą pracować, praktycznie nie ponoszą żadnych konsekwencji.

Federalny minister pracy Hubertus Heil (SPD) przestrzegł niedawno pracowników przed rzucaniem pracy z powodu dochodu obywatelskiego i zagroził sankcjami w postaci wstrzymania wypłaty zasiłku dla bezrobotnych.

Bürgergeld: nie ma prawie żadnych sankcji za odmowę podjęcia pracy

Od czasu oficjalnego wejścia w życie w dniu 1 stycznia 2023 r. tzw. dochodu obywatelskiego, który zastapił świadczenie Hartz IV, był on wielokrotnie przedmiotem krytyki. Pewien przykład opisany na portalu HNA pokazuje, że tym, którzy pobierają Bürgergeld i odmawiają podjęcia pracy, rzadko kiedy grożą sankcje.

W wywiadzie udzielonym portalowi informacyjnemu rbb24, kierownik sklepu mięsnego w Michendorf, w powiecie Potsdam-Mittelmark położonym w kraju związkowym Brandenburgia, skarżył się, że bezskutecznie próbuje zatrudnić za pośrednictwem agencji pracy osoby utrzymujące się z dochodu obywatelskiego. Volkmar Woite powiedział, że od września do początku listopada agencja pracy w Brandenburgii powiadomiła go o 47 osobach poszukujących pracy.

Od czasu wprowadzenia dochodu obywatelskiego sankcje za naruszenie obowiązków są znacznie łagodniejsze niż w okresie funkcjonowania zasiłku Hartz IV

Jednak z wymienionej liczby bezrobotnych skontaktowały się z nim tylko dwie kobiety. Dodał, że sam zadzwonił do wielu osób, które również wydały mu się interesujące, na przykład z Poczdamu, z którego dojazd do pracy nie byłby zbyt uciążliwy. Ale w ogóle nie odbierają telefonu – powiedział Woite. Faktem jest, że od czasu wprowadzenia dochodu obywatelskiego sankcje za naruszenie obowiązków są znacznie łagodniejsze niż w okresie funkcjonowania zasiłku Hartz IV. Portal rbb24 powołuje się na dane Federalnej Agencji Pracy: podczas gdy w lipcu 2019 r. nałożono około 65 tys. kar, w lipcu 2023 r. ich liczba wyniosła zaledwie 30 tys.

Czy to dlatego, że przewidziane sankcje, na przykład za niestawienie się na spotkanie, ostatecznie nie są żadnym środkiem nacisku na tych, którzy odmawiają podjęcia pracy? To partia SPD była głównym inicjatorem wprowadzenia dochodu obywatelskiego. Ustawa dotycząca Bürgergeld weszła w życie 16 grudnia 2022 r. i jest wdrażana od początku tego roku. Obecnie wysokość tego świadczenia wynosi (jeszcze przez pewien czas) 502 euro miesięcznie dla osób samotnych, a dodatkowo państwo pokrywa koszty czynszu i ogrzewania osób pobierających ten zasiłek socjalny.

1 stycznia 2024 r. dochód obywatelski w Niemczech wzrośnie o kolejne dwanaście procent

Podobnie jak w starym systemie Hartz IV, również w przypadku dochodu obywatelskiego możliwe są cięcia w wysokości do 30 procent. Rząd koalicyjny SPD, Zielonych i FDP pierwotnie chciał karać za niestawienie się na spotkania zaledwie 10-procentowym potrąceniem. Co się zmieniło w porównaniu z Hartz IV? Sankcje mogą być zaostrzane tylko stopniowo. Tymczasem przed 2019 r. możliwe potrącenia z tytułu naruszenia tak zwanego obowiązku współdziałania (niem. Mitwirkungspflicht) mogły wynieść nawet 100 procent.

Prawo do zabezpieczenia podstawowego powstaje dopiero wówczas, gdy nie tylko wyczerpane są wszystkie inne rodzaje dochodów, ale wykorzystano również inne składniki majątku, jak zasoby finansowe i rzeczowe, prawo własności nieruchomości i gruntów. Jedynie niewielka część majątku (niem. Schonvermögen – majątek pod ochroną) jest wyłączona z kontroli zasadności przyznania świadczenia zabezpieczenia podstawowego. Po wprowadzeniu Bürgergeld przepisy w tym zakresie zostały zaostrzone. Teraz kwota ta wynosi 40 tys. euro zamiast dotychczasowych 60 tys. euro i 15 tys. euro zamiast 30 tys. euro na każdą dodatkową osobę w gospodarstwie domowym. Jednak od 1 stycznia dochód obywatelski w Niemczech wzrośnie o kolejne dwanaście procent – do 563 euro.

Źródło: www.hna.de

Niemcy: Masowa bijatyka w berlińskim centrum dla uchodźców. Słychać było okrzyki „Allahu Akbar”

3

W berlińskim centrum dla uchodźców w dzielnicy Tegel doszło do masowej bijatyki. Wzięło w niej udział około 100 osób, głównie Syryjczycy i Turcy. W miejscu tym przebywa na niewielkiej przestrzeni około 5000 osób.

Do pierwszych słownych przepychanek między tureckimi Kurdami a Syryjczykami doszło w minioną niedzielę wieczorem. Według relacji świadków, niektórzy mężczyźni mieli się przepychać przy wydawaniu kolacji. Później w nocy, około 1:45, zapalnikiem okazała się zbyt głośna muzyka. Mężczyźni zaczęli się bić, a policja przybyła na miejsce około 2:00. Na początku sytuacja się uspokoiła.

Około godziny 4:00 rano doszło do eskalacji

Jednak około godziny 4:00 rano doszło do eskalacji. Około 100 mężczyzn rzuciło się na siebie, a w ruch poszły noże. Słychać było okrzyki „Allahu Akbar”. W wyniku zamieszek rannych zostało trzech mężczyzn w wieku 18, 22 i 36 lat.

Na miejsce przyjechało 100 policjantów, którzy uspokoili sytuację. Wszczęto postępowania karne w sprawie ciężkiego zakłócenia porządku publicznego i niebezpiecznego uszkodzenia ciała. Skonfliktowane ze sobą strony zostały rozdzielone.

W nocy z poniedziałku na wtorek doszło do kolejnego incydentu

Jednak na tym nie zakończyły się spory. W nocy z poniedziałku na wtorek w centrum dla uchodźców 19-latek został ranny przez 36-latka. Policji zgłoszono udział 300 osób. Jak poinformował rzecznik policji, gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, sytuacja już się uspokoiła, ale nadal była bardzo napięta. Wcześniej zostali zaatakowani również pracownicy ochrony.

Berlińska senator potwierdziła jedynie zamieszki z niedzieli

Senator ds. społecznych Cansel Kiziltepe (SPD) potwierdziła jedynie wydarzenia z niedzieli wieczorem. „Tej nocy doszło do bójki. Grupy zostały rozdzielone. Wydano również kilka zakazów wstępu” – powiedziała.

Według niej był to incydent. „Wzięło w nim udział około 100 osób” – stwierdziła. Zapowiedziała, że dla pracowników ochrony planowane są szkolenia z zakresu deeskalacji.

Polityk stwierdziła, że w takich dużych ośrodkach dla uchodźców „może dochodzić do konfliktów”. Uchodźcy mieszkają tam przez miesiące, a nie dni, jak pierwotnie planowano.

Deputowany Zielonych krytykuje senator Kiziltepe

Deputowany Zielonych Jian Omar (38) skrytykował senator Kiziltepe. „Nadal nie ma żadnego planu bezpieczeństwa ani przeciwdziałania przemocy” – powiedział.

Związek Zawodowy Policji (GdP) w Berlinie jest zaniepokojony sytuacją. Szef związku w Berlinie Stephan Weh powiedział: „Jest jasne, że może dochodzić do sporów, gdy na niewielkiej przestrzeni żyje tak wiele osób. Jeśli do tego dochodzi do zderzenia się różnych kultur i religii, dochodzi do wzrostu potencjału konfliktowego. Wtedy nie potrzeba wiele, aby doszło do starć między większymi grupami”.

Aby można było działać prewencyjnie, potrzebny jest dobrze wykwalifikowany i odpowiednio przygotowany personel ochrony. „Nie może być tak, że policja musi stale wyjeżdżać wozem policyjnym lub całymi plutonami do ośrodków dla uchodźców, bo ktoś przepchnął się przy wydawaniu posiłków” – powiedział Weh.

źródło: bild.de

Niemcy: liście z drzewa sąsiada na własnej posesji – kto musi je uprzątnąć?

Kiedy jesienią wiatr strąca liście z drzew, często lądują one na sąsiednich działkach, co bywa przyczyną sporów między sąsiadami. Niektóre z nich kończą się nawet w sądzie.

Ale kto tak naprawdę musi usuwać te liście? Kwestia ta została dość jasno wyjaśniona przez niemieckie prawo. Na przykład w żadnym razie nie można tak po prostu przerzucać liści z powrotem na sąsiednią posesję. W przeciwnym razie może nawet grozić kara za nieprzestrzeganie przepisów.

Podjęcie kroków prawnych w przypadku konfliktu z sąsiadami powinno być rozważane tylko w wyjątkowych przypadkach

W zielonej, pełnej drzew okolicy trzeba pogodzić się z tym, że liście z drzew rosnących na innych działkach wpadają do naszego ogrodu. Co do zasady, za usuwanie liści z własnej posesji odpowiedzialny jest właściciel domu lub wynajmujący. Obowiązek ten może zostać przeniesiony na najemców.

Sąsiedzi powinni najpierw spróbować rozstrzygnąć spór poprzez rozmowę, która pozwoli wyjaśnić konfliktową sytuację. Jeśli przestrzegane są przepisy dotyczące odległości od granicy działki, gałęzie nie są przerośnięte i nie ma mowy o jakiejś ekstremalnie dużej ilości opadłych liści, zwykle nie ma szans na wygraną w sądzie” – czytamy na portalu „arag.de”.

Liście w ogrodzie: w Niemczech istnieją wytyczne dotyczące sadzenia drzew

Jeśli podczas sadzenia drzew nie przestrzegano przepisowych odległości od granicy działki i drzewa dają cień lub zrzucają liście, można domagać się wycięcia tych drzew, o ile nie stoi to w sprzeczności z ochroną przyrody. Istnieją jednak wyjątki od tej zasady, na przykład w przypadku działek położonych w terenie miejskim.

To, jakie odległości od granicy działki należy zachować, jest różnie uregulowane w poszczególnych krajach związkowych. Według portalu „nachbarrecht.com”, przykładowo w Badenii-Wirtembergii w przypadku dużych drzew wymagana jest odległość wynosząca 8 m, a w przypadku średnich drzew owocowych (osiągających wysokość > 4 m) – wymagana odległość to 3 m. W przypadku żywopłotów lub krzewów o wysokości do 1,80 m należy zachować odległość wynoszącą 0,50 m.

Te obszary muszą być utrzymywane w czystości

Za zamiatanie i usuwanie liści pochodzących z sąsiedniej nieruchomości można domagać się tzw. „Laubrente”. Jest to rekompensata za pracę, którą trzeba wykonać. W tym celu konieczne jest jednak spełnienie pewnych podstawowych wymogów. Decydującym czynnikiem jest to, czy doszło do istotnego pogorszenia stanu nieruchomości, które wykracza poza normalny poziom.

Drogi dojazdowe, podjazdy, schody itp. muszą być oczyszczone z liści ze względów bezpieczeństwa. Portal „Nabu Leipzig” radzi, aby pozostawić je na grządkach oraz pod krzewami i żywopłotami. Warstwa liści jest bowiem źródłem składników odżywczych dla gleby. Liście mogą również służyć jako ściółka lub zimowa ochrona dla drzew i krzewów.

Istnieją również przypadki, w których przyczyną sporów są nie liście z drzew, ale nasiona lub dojrzałe owoce, które spadły na działkę sąsiada.

Jak wygląda w Niemczech sytuacja prawna dotycząca liści spadających z drzew na drogi publiczne?

Wiele nieruchomości graniczy z drogami obsadzonymi drzewami. W większości przypadków chodnik oddziela te drzewa od sąsiednich nieruchomości. Tutaj również zbierają się liście, które muszą być usuwane z tych chodników, na przykład ze względów bezpieczeństwa. W poszczególnych miastach lub gminach w Niemczech obowiązują różne przepisy w tym zakresie.

Na przykład miasto Heilbronn położone w kraju związkowym Badenia-Wirtembergia reguluje obowiązek sprzątania chodników przylegających do prywatnych posesji w specjalnej ustawie dotyczącej sprzątania ulic. Określa ona, kto jest odpowiedzialny za usuwanie zanieczyszczeń, śmieci i liści. Zgodnie z tymi przepisami, sprzątanie i odśnieżanie chodników położonych bezpośrednio przy granicy nieruchomości jest obowiązkiem właścicieli i posiadaczy tych gruntów.

Źródło: www.echo24.de

Sąd w Wiesbaden orzekł karę dożywotniego więzienia za morderstwo dla 25-latka, który spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym

0

Nieco ponad rok po śmiertelnym wypadku, sąd w Wiesbaden, w kraju związkowym Hesja, skazał pirata drogowego na karę dożywotniego pozbawienia wolności za morderstwo. W środę sędzia przewodnicząca Yasmin Kleinert zarzuciła 25-latkowi, który tamtego wieczoru był w pełni poczytalny, złą wolę, spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym i nielegalne wyścigi samochodowe, do których żaden inny kierowca go nie sprowokował.

Do zdarzenia doszło w październiku 2022 r. Syryjczyk kilkakrotnie przejechał na czerwonym świetle przez centrum Wiesbaden z prędkością 130 km/h. Dopuszczalna prędkość wynosiła tam 50 km/h. W końcu zderzył się z samochodem nadjeżdżającym z naprzeciwka. Kierowca, który nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa, został wyrzucony z pojazdu. Dzień później zmarł z powodu ciężkich obrażeń. Zaledwie kilka tygodni wcześniej został ojcem.

Wyrok nie jest jeszcze prawomocny

Na początku procesu, w czerwcu 2023 r., oskarżony, który nie był wcześniej karany, okazał skruchę. Powiedział wówczas, że jego zachowanie nie było celowe. „Żałuję tego dzisiaj z całego serca” – stwierdził. Dodał, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie może już cofnąć tego, co wydarzyło się jesienią 2022 r. i zaoferował wsparcie rodzinie ofiary wypadku.

Były uchodźca z ogarniętej wojną domową Syrii i jego czterej pasażerowie w Wiesbaden, w tym dziecko, zostali poważnie ranni w wypadku, do którego doszło w sobotni wieczór. Wdowa i członkowie rodziny zmarłego wystąpili w procesie jako oskarżyciele posiłkowi. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny – skazany może odwołać się do sądu wyższej instancji.

Źródło: web.de

Rolf Hochhuth: Tak długo jak Hitler zwyciężał, Niemcy chętnie byli nazistami. Później się tego wstydzili.

2

Jeden z naszych redaktorów poświęcił swoją pracę licencjacką powieści niemieckiego dramaturga Rolfa Hochhutha, która nosi tytuł „Miłość w Niemczech”. Z autorem miał okazję porozmawiać osobiście. Efektem tych rozmów jest obszerny wywiad, który został przeprowadzony w grudniu 2010 roku. Hochhuth opowiada w nim nie tylko o powieści „Miłość w Niemczech”, ale także o innych bardzo interesujących kwestiach, jak choćby okolicznościach śmierci generała Sikorskiego podczas II wojny światowej.

Cały wywiad w języku niemieckim do przeczytania tutaj.

Adam Gaik: Jak wpadł pan na pomysł napisania powiesci „Miłość w Niemczech”?

Rolf Hochhuth: Po wojnie mieszkałem niedaleko miasta Bazylea (Szwajcaria), położonego bardzo blisko niemieckiej granicy. Polski żołnierz, o którym mowa w powieści, został stracony w Brombach, ponieważ najlepsza przyjaciółka kobiety z którą sypiał, doniosła o tym na gestapo, za co groziła kara śmierci. Historię tę opowiedziała mi nasza sprzątaczka, która również tam mieszkała. Postanowiłem dowiedzieć się o tych wydarzeniach nieco więcej. Przeprowadziłem wywiady z donosicielką Weingandt oraz panią Kropf, która miała romans z Polakiem. Kronika tej tragedii złożyła się na tę powieść.

Kiedy byłem w Brombach, również rozmawiałem z kilkoma osobami. Odniosłem jednak wrażenie, że nie były one zbyt skore do rozmów na ten temat. Jak wtedy ludzie reagowali na pańskie pytania?

Moi rozmówcy byli nieco zdystansowani, ale szczerzy. Żeby namówić ich do rozmowy musiałem im obiecać, że zmienię ich nazwiska, co oczywiście uczyniłem. Miałem wrażenie, że byli skonsternowani, ale może właśnie dzięki temu szczerzy. Niczego już nie zatajali.

Jak docierał pan do tych osób?

Bardzo bezpośrednio! Mówiłem im, że chcę opisać tę historię. Przecież w małej wiosce, liczącej kilkaset osób, mogłem zapytać gdzie te osoby mieszkają. Nasza sprzątaczka podała nam ich nazwiska. To było małe miasteczko, gdzie każdy każdego zna.

Kiedy ja byłem w Brombach i zapytałem przypadkową osobę o kilka nazwisk, odpowiedziała mi, że przecież nie może znać każdego bo Brombach liczy przeszło 6000 mieszkańców.

Zgadza się. Po okresie rządów Hitlera wiele wiosek zostało połączonych ze względów ekonomicznych. W ten sposób chciano zaoszczędzić na kosztach administracyjnych. Wtedy jeszcze tak nie było. Ale nawet 6000 osób nie jest dużą liczbą. W końcu jak często ktoś zostaje powieszony tylko dlatego, że miał romans. Nawet w czasach nazistowskich było to niezwykle rzadkie i sensacyjne. O czymś takim wiedział każdy.

W książce pisze pan, iż ktoś pana zapytał dlaczego szuka pan akurat w Brombach, a nie w innych miejscowościach gdzie również miały miejsce egzekucje. Czy to prawda, że w innych miejscach również miały miejsce podobne wydarzenia?

Oczywiście. To był najstraszniejszy rozdział w dziejach ludzkości. Potwierdzą to osoby, z którymi rozmawiałem, a których nazwisk w tym momencie nie pamiętam. Część z nich już nie żyje, bądź jest na emeryturze. Takich przypadków były tysiące w całej niemieckiej Rzeszy.

Przygotowując się do pisania mojej pracy licencjackiej skontaktowałem się z kilkoma archiwami, lecz oprócz dokumentów, które panu przedstawiłem (akt zgonu Stanislawa Zasady oraz sprawozdanie burmistrza miasta Brombach z dnia 16.05.1945 na temat jego egzekucji) nie udało mi się nic znaleźć. Również na temat egzekucji Zasady.

W tamtych czasach nie był to odosobniony przypadek, jednak żadna gmina nie była po wojnie z tego dumna, że również i u nich działy się takie rzeczy. Ludzie się tego wstydzili. Takie odniosłem wrażenie. Cytując żonę burmistrza i jego dzieci: „Nasz ojciec leżał osiem dni i nie mógł nic zjeść” – oni również się wstydzili, że to zrobili. Tak długo jak Hitler zwyciężał, Niemcy chętnie byli nazistami. Później się tego wstydzili.

Ostatnio byłem po raz pierwszy w życiu w Pradze i u pewnego bardzo wykształconego człowieka, który kieruje czesko-niemieckim instytutem kulturalnym, zauważyłem popiersie Rainera Marii Rilke. Rilke urodził się w roku 1875 w Pradze podczas panowania monarchii austriacko-węgierskiej. Jest więc właściwie Czechem. Popiersie stało niewidoczne wysoko na szafie. W związku z tym zwróciłem się do niego w następujących słowach: „Posiada pan bardzo ładne popiersie Rilke, którego jednak praktycznie nie widać. Dlaczego Pan je tak ukrył?” Bardzo zaskoczyła mnie jego odpowiedź: „Cóż, on jest Niemcem”. Powiedział, że po wojnie, kiedy przyszedł koniec Hitlera, nie chciał jej stawiać w widocznym miejscu. Mimo, że Rilke zmarł już w roku 1926, nienawiść do Niemców była w Pradze tak wielka. Ja to rozumiem, tak to jest między narodami.

Kiedy wybuchła II wojna światowa był pan jeszcze dzieckiem. Jak wspomina pan tamten okres? Czy zdawał pan sobie sprawę z powagi sytuacji? Czy miasto, w którym pan mieszkał, nie było bezpośrednio zaangażowane w działania wojenne?

Nie, miasto było absolutnie hitlerowskie. My oraz lotnisko zostaliśmy trzykrotnie zbombardowani lecz Amerykanie, w przeciwieństwie do Anglików, byli bardzo humanitarni. Anglicy zjawiali się nocą i terroryzowali ludność, zabijając przy tym 750 000 niemieckich cywili. Amerykanie tego nie robili. Przybywali za dnia, ponosili znaczne straty i bombardowali dworce, lotniska oraz tereny przemysłowe. W moim mieście zostało zbombardowane lotnisko, w skutek czego zginęły może trzy osoby. W mieście nikt nie odniósł obrażeń. Jeśli chodzi o moją rodzinę, to poległo moich dwóch kuzynów, również dwaj kuzyni mojej matki oraz jeden mojego ojca, który był oficerem podczas I wojny światowej. Człowiek dowiaduje się wprawdzie o liczbie ofiar, ale poza tym wojna rozgrywa się gdzieś daleko.

W pierwszych latach wojny Niemcy odnotowywali wiele sukcesów, zajmując Polskę, Skandynawię, to znaczy Danię i Norwegię oraz przede wszystkim Francję. W roku 1941, kiedy wojska niemieckie zatrzymała przed Moskwą rosyjska zima, miałem dziesięć lat. Pamiętam dokładnie chwilę transmisji przemówienia Hitlera dotyczącego jego wkroczenia do Rosji. Moja babcia powiedziała wtedy: „Teraz nigdy więcej już moich chłopców nie zobaczę”, a miała na myśli swoich wnuków. Dwóch z nich rzeczywiście poległo, a babcia jednego z moich kolegów, którego ojciec był zagorzałym nazistą i poległ przez to w Stalingradzie, powiedziała wprost: „Teraz przegramy też i drugą wojnę”. W rodzinie można było coś takiego powiedzieć, ale w tamtych czasach groziło to śmiercią. Nie było zagranicznej prasy, a słuchanie zagranicznego radia również było śmiertelnie groźne.

Jaki wpływ miał ten okres na pańskie późniejsze życie oraz twórczość?

Decydujący. Najpóźniej w wieku 13 lat zaczyna się okres dojrzewania. Pierwszego kwietnia miałem 14 lat, a trzeciego kwietnia 1945 skończyła się wojna. Mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ Amerykanie byli najbardziej humanitarnym okupantem w historii świata. Oni otworzyli obozy koncentracyjne i widzieli co się tam wydarzyło. Mój wujek został wtedy burmistrzem. Pod koniec maja dostał od Amerykanów bilet na kronikę filmową. Kina podobnie jak szkoły były wówczas zamknięte. Można tam było zobaczyć jak Eisenhauer, główny dowódca aliantów w Europie, nie tylko Amerykanów, ale i Anglików i Francuzów, jak szedł przez las bukowy obozu koncentracyjnego w Weimarze i musiał płakać, kiedy widział jak jego żołnierze musieli spychać do masowych grobów góry zwłok. Czegoś takiego nigdy się nie zapomina.

Słyszałem, że w Korei i Wietnamie Amerykanie uczynili straszne rzeczy. Tak pewnie było. Za czasów Roosevelta byli jednak najbardziej humanitarną armią na Ziemi. Amerykanie stracili jednego żołnierza. Armia Hitlera skazała na śmierć 22 000 własnych żołnierzy, z czego w przypadku 17 500 wyrok wykonano. Własnych żołnierzy! Tutaj widzi pan już tę różnicę. To była straszna dyktatura skierowana również przeciwko własnemu narodowi. Jeśli spojrzymy na to z tej perspektywy, to Amerykanie są przykładną nacją.

Pańskie dzieła często wywoływały wiele dyskusji. Fritz Raddatz pisał:

Poczynając od pierwszego dzieła >Namiestnik< na powieści roku 1979 >Miłość w Niemczech< kończąc: Prawie bez wyjątku każdy jego utwór literacki niósł za sobą jakieś konsekwencje. Podróż papieża Paula IV do Palestyny, który nigdy wcześniej nie opuścił Włoch, nie doszłaby do skutku bez empatycznego pytania Hochhutha o winę i porażkę katolickiego Kleru; Pontifex Maximus odniósł się w swojej pierwszej przemowie na Ziemi Świętej do osoby Hochhutha. Natomiast słynący ze swojego okrucieństwa sędzia marynarki wojennej, Filbinger, pewnie do dzisiaj z czystym sumieniem sprawowałby swój urząd, które Hochhuth dlatego nazywa „czystym”, ponieważ nigdy nie było używane. Wzburzenie jakie w Anglii wywołał jego dramat o Churchilu, doprowadziło w konsekwencji do zniesienia cenzury teatralnej, która istniała tam od roku 1737, kiedy to została zabroniona komedia Henryego Fieldinga. Jego komedia „Akuszerka” zmusiła na przykład miasto Kilonię, do wybudowania nowych budynków mieszkalnych dla biedniejszej części społeczeństwa, która do tej pory była zmuszona mieszkać w fatalnych warunkach.

Można zatem powiedzieć, iż jest pan najbardziej wpływowym albo jednym z najbardziej wpływowych pisarzy Niemiec?

Cóż, tak wyszło. Kiedy pisałem powieść „Miłość w Niemczech” nie mogłem przypuszczać, że Filbinger wytoczy mi za to proces. Zrobił to wyłącznie z następującego powodu. Tacy ludzie nie czytają w końcu książek. Ale Raddatz, który był wtedy czołowym szefem „Die Zeit”, opublikował fragment „Miłość w Niemczech”, w którym wspominam, iż Filbinger dokonywał egzekucji na niemieckich żołnierzach będąc jeszcze w brytyjskiej niewoli. Anglicy byli tak okrutni, że w obozach jenieckich ukrywali broń dla niemieckich oficerów nazistowskich, by ci mogli rozstrzeliwać niemieckich jeńców. Obrzydliwe. Filbinger pozwał mnie z tego powodu do sądu i musiał przez to odejść. (Filbinger sprawował wówczas urząd Prezesa Rady Ministrów kraju związkowego Badenia-Wirtenbergia. Podczas procesu część czynów opisanych przez Hochhutha została mu udowodniona, co w konsekwencji zmusiło go do ustąpienia z urzędu. Rolf Hochhuth został uniewinniony – notka autora wywiadu)

Proszę pozwolić, że przytoczę jeszcze jeden cytat. Heinrich Böll pisał:

Hochhuth, w roku 2001 siedemdziesięciolatek – będzie pewnie mógł przeczytać historię 50-lecia kraju związkowego Badenia-Wirtenbergia i najprawdopodobniej stwierdzi, że to on był tym złym; w końcu to on nazwał tego strasznego prawnika >okropnym<, osobę, która nie tylko działała jak >nakazywało tego prawo<, ale jak ustalili prawnicy, znacznie je przekraczała. Być może kronikarz będzie mógł sobie w roku 2001 pozwolić zauważyć, iż cechy, które zrobiły z dr Filbingera tak okropnego prawnika, były identyczne z tymi, które uczyniły go tak dobrym i pełnym sukcesów przywódcą kraju związkowego. Kto stanie przed, obok i za Rolfem Hochhuthem, który w swojej niewinności (czy powinienem bardyiej powiedzieć: niezbędnej naiwności?) tak dalece prowokuje historię?

Dzisiaj może pan z pewnością powiedzieć jak się to wszystko potoczyło. Czy to pan był tak naprawdę tym złym? Kto wtedy wstawił się za panem?

Nie, to nie ja jestem zły, tylko historie, które staram się opisywać. Aktualnie pracuję nad „Uciekającym Holendrem”. Nowoczesną wersją prastarej postaci biblijnej. Zostaną w nim poruszone na przykład trzy skandale roku 2010, które w kategoriach socjalnych są dla mnie niestety kolosalną krytyką republiki Merkel. Mamy 3 miliony bezrobotnych, mamy również kilka milionów cudzoziemców, którzy w niemieckiej gospodarce zarabiają więcej, niż zarobiliby w swoich ojczyznach. Mimo okresu cesarskiego jesteśmy więc najbogatszym państwem, które kiedykolwiek istniało na tej ziemi.

Mimo tego trzy skandale najniższego szczebla:

Po pierwsze: Ostatnio napisała do mnie moja była żona Jugosłowianka i powiedziała: „Jak możesz o tym milczeć, że osoby otrzymujące zasiłek dla bezrobotnych dostały podwyżkę emerytury w wysokości 5 euro?” Hańba, która nie miała w Niemczech jeszcze miejsca, zarówno w strefie wschodniej jak i zachodniej.

Po drugie: Że już wśród dzieci szkolnych – również to było kiedyś nie do pomyślenia, do tego nie dopuściliby ani naziści, ani komuniści; mianowicie, że już wśród dzieci szkolnych tak drastycznie widoczna jest różnica stanu socjalnego. Jedni mogą o 13 po południu zjeść w szkole obiad, innych na to nie stać.

Trzeci skandal, równie podły, że u największych pracodawców, np. w hotelu „Atlantic” w Hamburgu, ogólnie w koncernach gastronomicznych, ale również domach handlowych, co 60 albo 90 minut schodzi do piwnicy ktoś z szefostwa i zabiera pracownikowi dbającemu o czystość toalet napiwek. Najwięksi niemieccy pracodawcy nigdy wcześniej czegoś tak niegodnego nie robili. Ale oni nawet nie widzą, jak wielką jest to hańbą.

Jak można by to zmienić?

Jako pisarz nie można tego zmienić, a jedynie nagłośnić!

Czy „Miłość w Niemczech” w jakikolwiek sposób utrudniała panu życie? Czy w związku z wydaniem tej książki panu na przykład grożono?

Nie, coś takiego miało miejsce w związku z moim dramatem o Sikorskim (chodzi o powieść „Soldaten. Nekrolog auf Genf” – notka autora wywiadu). To było niebezpieczne. Niestety popełniłem wtedy wiele okropnych błędów i strzeliłem sobie wiele bramek samobójczych. Nie zauważyłem na przykład na czas, że mój telefon jest na podsłuchu, w szczególności rozmowy z moimi angielskimi przyjaciółmi. Jedną z nich była moja tłumaczka, a drugim historyk Dawid Irwing, z którym całkiem otwarcie rozmawiałem na przykład o tym, że wybieram się do Szkocji na posiadłość byłego dowódcy Gibraltaru, generała McLanahana, ponieważ jego córka powiedziała, że jej ojciec był zapalonym pisarzem.

Zawsze mówiliśmy, że to, o czym teraz piszę, będzie mogło zostać opublikowane niestety najwcześniej za 100 lat. Rozmawiałem z nią przez telefon, bo wiedziałem, że jest ostatnią osobą, która widziała Sikorskiego z jego sztabem i córką zanim został zabity przez Brytyjczyków na pasie startowym, o czym mi powiedziała również wdowa pani Sikorska oraz jej zięć, którego żona – córka Sikorskiego – została zamordowana razem z nim. Zachowywałem się tak, jakby brytyjskie służby wywiadowcze nie istniały. To było idiotyczne. I tak się też potem stało. Brytyjczycy udali się do jego córki na ich posiadłość w północnej Szkocji i powiedzieli, że chętnie by zobaczyli, co takiego pisał jej ojciec, ponieważ może mieć to dla nich duże znaczenie.

Rodziny i ich dzieci są tak bezmyślne i generalnie niezainteresowane tym, co pisał ojciec. Tak jak w przypadku rodziny Brecht. Córka Brechta dbała o to, by jego sztuki były cały czas wystawiane, ponieważ dzięki temu została milionerką. Jego utwory przyniosły rodzinie Brecht dochody wielokrotnie wyższe, niż on sam zdołał zarobić. Nawet teraz TB, Teatr Brechta, przynajmniej sto dni gości za granicą wystawiając jego sztuki. Rodzina jest jak zwykle zainteresowana, ale jeśli chodzi o jakieś pozostawione notatki, to każdy jest zbyt leniwy, by je przeczytać. Brytyjski wywiad wykorzystał sytuację i wymienił zapiski McLanahana na niegroźne dokumenty. Chcę przez to podkreślić jak głupi wtedy byłem. Nie do wiary…

Jakie miało to dla pana konsekwencje?

Moja sztuka została w Anglii zabroniona. W parlamencie wstał starszy profesor żydowski i powiedział: „Nie wiedziałem, że w Anglii istnieje cenzura teatralna”. Faktycznie tak było, została ona wprowadzona w roku 1739 na mocy uchwały parlamentu, kiedy to została zabroniona sztuka Henry’ego Fieldinga, autora znanej powieści „Tom Jones”, która nawet dzisiaj jest bardzo popularna i wyraża krytykę korupcji w parlamencie. Przytoczył on wtedy ten fakt by zabronić wystawiania również i mojej sztuki. Doczekała się ona jednak swojej angielskiej prapremiery w Toronto, w Kanadzie. Później była również wystawiana na Broadway’u i w wielu innych anglojęzycznych krajach, nawet 122 razy w Londynie. Kierownik Teatru Narodowego, Robert Oliver, zaakceptował ją. Zabroniono mu wprawdzie jej wystawiania, ale prywatny właściciel teatru wystawiał ją później z wielkim powodzeniem.

Dla ostrożności to nie rodzina Churchilla wytoczyła mi proces o zniesławienie, tylko czeski pilot. Podkreśliłem bowiem, co jest powszechnie znane, że kiedy naczelny dowódca polskiej armii w Anglii – Sikorski pełnił w Anglii taka samą rolę, jak de Gaulle podczas wojny dla Francuzów – udaje się w podróż, w którą wcale nie chce się udać, ale Churchill bardzo na to nalega, twierdząc, że w polskich pułkach w Afryce dochodzi do zamieszek, co oczywiście nie było prawdą. Kiedy naczelny Polak, którego piloci heroicznie walczyli w roku 1940 w Bitwie o Anglię i znacznie się do tego przyczynili, że Niemcy tą bitwę przegrali, zostaje wysłany do swoich pułków i dostaje czeskiego pilota, kapitana Brachala, zamiast polskiego, to jest to „bardzo podejrzane” – jak to ująłem. Ale on był w końcu członkiem służb wywiadowczych. W związku z tym zostałem przez niego oskarżony, ale wzbroniłem się przed pojechaniem na proces do Londynu, ponieważ wiedziałem, że bym już z niego nie wrócił. Anglicy by mnie przetrzymywali dopóki nie podałbym nazwiska informatora, który zostałby zabity, ponieważ była to akurat osoba brytyjskiego wywiadu.

Jak rodzą się pańskie pomysły?

Prenumeruję na przykład gazetę „Sueddeutsche Zeitung”. Karl Kraus, pewien zabawny krytyk, który zmarł w roku 1936, powiedział kiedyś, że pisarz, który czyta wygląda jak kucharz, który je. Oznacza to, że próbuje on różnych rzeczy, które w danym momencie są pomocne dla jego zajęcia. Pisząc samemu trzeba się skoncentrować na dramacie, powieści czy tomiku poezji, który się w danym momencie planuje. Wtedy jest się bardziej jednostronnym. Ja piszę na starej maszynie do pisania.

Dramat powstaje poprzez dialog, który składa się z poszczególnych rymów, podobnie jak ma to miejsce w przypadku wiersza. Kiedy o godzinie 10 albo 11 siadam do maszyny wiem, w którym kierunku będę chciał pójść. Sztuka żyje jednak własnymi siłami. Wtedy dane postacie mówią coś od siebie, a ja tylko spisuję co one mówią. Postacie te musi mieć pan przed oczami i wtedy zobaczy pan jak one reagują i co mówią.

Jak długo trwa taka praca?

Nie trwa to zbyt długo. W pół roku sztuka jest gotowa.

Jak długo pracował pan nad „Miłością w Niemczech”?

To jest zawsze jako praca, jako trud, bardzo przeceniane. Jeśli pracuje pan nad taką sprawą, to dokumenty dowodowe znajdą się same. Poszedłem do pewnej wioski i odwiedziłem pewną panią Elise. Ona była wtedy tutaj w tamtych czasach. Zapytałem o pewien dokument z archiwum we Freiburgu, na co mi odpowiedziano, że go nie mają, ale w Monachium działa Instytut Historii Współczesnej pod kierownictwem pani dr Fröhlich. Ona pisała pracę doktorską na pewien temat i szybciej niż pan myślał ma pan w rękach więcej informacji, niż może pan pomieścić.

Dokumenty te są w końcowym rozrachunku tylko ciężarem. Jeśli ma pan ich za dużo, to ucierpi na tym swoboda opowieści, co nie może mieć miejsca. Niech pan sobie wyobrazi, że Tolstoi, który zaczął pisać stosunkowo późno, bo w czasach, kiedy wojna obronna przeciwko Napoleonowi skończyła się półtorej generacji wstecz. Wtedy dostępne były historie każdego pułku, losy wszystkich dużych rodzin szlacheckich, wszystko to zostało spisane, wydrukowane i udokumentowane. Jeśli zacząłby się w to wczytywać, zamiast każdego ranka usiąść przy biurku, to nigdy by nie skończył swojej pracy albo napisałby 5000 stron. Tak się nie da. Nie chodzi o to by szukać potwierdzenia w stosach materiałów, ale by się przed nimi bronić. Inaczej ogrom materiałów by pana jako autora wykończył.

Teksty historyczne mogą jednak służyć jako dowody…

Tak, ale ja nie muszę niczego udowadniać. O tym, że pracownicy danych narodowości byli mordowani za romanse z Niemkami wiedział każdy Niemiec. Filbinger pozwał mnie do sądu, ponieważ napisałem, że będąc w brytyjskiej niewoli ścigał niemieckich marynarzy powołując się na prawo nazistowskie. Mogę to udowodnić. Posiadam na przykład wyrok śmierci przeciwko biednemu marynarzowi Krugerowi, który Filbinger wykonał w brytyjskiej niewoli. Prawodawstwo angielskie było tak samo perwersyjne jak niemieckie. Kochs, angielski sędzia wojskowy, stał po stronie pojmanego sędziego wojskowego Filbingera, zamiast wstawić się za niemieckim marynarzem, który przeciwstawił się niemieckiemu prawu nazistowskiemu.

Proszę sobie wyobrazić fakt, że rosyjski uboot zatopił na Bałtyku statek przez co 30 000 albo 40 000 ludzi utonęło, mimo że dokładnie wiedzieli, iż na pokładzie nie było żołnierzy, a ludność Królewca, która chciała uciec przed Armią Czerwoną do Szczecina. Winnym jest człowiek pierwszego oddanego strzału. Całej reszty nie można już więcej odtworzyć. Tym pierwszym człowiekiem był Hitler. Wojna jest czymś tak ogromnym, że kiedy się już zacznie, wyślizguje się pojedynczej osobie z ręki.

Czy uważa pan, że wykreślenie pańskiej powieści „Miłość w Niemczech” z listy lektur obowiązkowych w kraju związkowym Badania-Wirtenbergia było zemstą?

Tak, to nie ulega wątpliwości.

W pańskiej powieści porusza pan bardzo niewygodny temat. Chodzi o sytuację powojenną nazistów i ich ofiar. Byli funkcjonariusze SS otrzymali po wojnie wysokie emerytury, ich ofiary natomiast pozostawiono bez jakiejkolwiek pomocy. Temat wydaje się być pomijanym i w ogóle się go nie porusza. Jak należy oceniać państwo niemieckie, które z jednej strony potępia nazizm, a z drugiej zapewnia nazistom spokojne i wygodne życie?

Ten temat został poruszony w napisanym przeze mnie dramacie „Juristen”. Również te potworności. To zakrawa o cynizm. Urzędnicy nazistowscy dokładnie wiedzieli, że jeśli nie pozyskają sympatii nowego rządu Adenauera i nie będą mu schlebiać, to wyjawi się ich nazistowską przeszłość i się ich pozbędzie. W związku z tym, wszyscy dopasowali się do nowej rzeczywistości i zostali za to hojnie wynagrodzeni. Najwyższym sekretarzem stanu w federalnym urzędzie kanclerskim był za Adenauera Globke, który w czasach Trzeciej Rzeszy wyróżnił się tym, że napisał komentarz do ustawy żydowskiej. Był jednym z pierwszych ważnych nazistów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Rzeszy. Jego szef, Minister Spraw Wewnętrznych Trick, został powieszony przez Amerykanów. Adenauer podsumował to bardzo cynicznie w swojej książce: „Nie mogę wylać brudnej wody, zanim nie będę miał czystej”. Tak to wyglądało. Prawdziwi antyfaszyści również postarali się o sympatię nowego rządu, by zadbać o swoje zabezpieczenie na starość oraz móc starać się o odszkodowania. Mój wydawca Rowohlt powiedział mi kiedyś: „Po wojnie strasznie kłamaliśmy by migrantom, Żydom, itd., którzy przeżyli w Ameryce i innych krajach, pomóc w pozyskaniu przyzwoitego zabezpieczenia emerytalnego w Niemczech”.

Czy Vitorowicz istniał naprawdę?

Nie, został przeze mnie wymyślony. Znałem jednak jednego. Oczywiście wielu bardzo inteligentnych Polaków, którzy byli wykorzystywani w Niemczech do pracy, nie dali tego po sobie poznać, gdyż w przeciwnym razie stawali się od razu podejrzani i straceni. Zawsze mówimy praktycznie o tym, że za śmierć polskich oficerów odpowiedzialna jest Armia Czerwona. To jest oczywiście prawdą, ale nie należy zapominać, że Niemcy bali się polskiej inteligencji. W październiku 1939 polscy profesorzy udali się na uniwersytety aby wykładać. Zostali jednak wywiezieni ciężarówkami i już nigdy nie wrócili. Przetransportowano ich do obozów zagłady. Niemcy chcieli oczywiście na początku wyniszczyć polską inteligencję.

Pierwszym zakazem w przypadku wszystkich rozbiorów Polski był zakaz mówienia po Polsku, nawet w szkołach podstawowych. Oni chcieli zasymilować Polaków. Prusy, Rosja i Austria podzieliły Polskę. Austriacy anektowali Hercegowinę, Bośnię i Czechy nie by ich wytępić, ale asymilować i z tego powodu zabronili używania ich języków ojczystych. Mieli nadzieję, że będą wtedy rozmawiali wyłącznie po niemiecku. Niemcy chcieli natomiast wytępić inteligencję w Polsce i innych krajach. Monarchowie nie robili czegoś takiego. Mówi się nawet, że cesarz Franz Josef, który miał pod swoim panowaniem siedem różnych narodów, potrafił porozumiewać się w tych siedmiu obcych językach. Stalin chciał wykończyć polską armię, a Niemcy polską inteligencję. W XX wieku była to pierwsza misja wytępienia narodów. W XVIII czy XIX wieku czegoś takiego nie było. Wtedy również chciano powiększać terytoria, ale nie kosztem życia poddanych. Myślę, że tak jest już od zawsze, że każdy władca, każdy kraj miał zapędy ekspansyjne.

Dziękuję bardzo za wywiad i poświęcony czas.

Niemieckie służby biją na alarm: zagrożenie zamachami terrorystycznymi już dawno nie było tak duże!

1

Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (niem. Bundesamt für Verfassungsschutz, BfV), niemiecka służba kontrwywiadu cywilnego, bije na alarm! Masakra dokonana przez Hamas w Izraelu i kontrofensywa drastycznie zwiększyły zagrożenie zamachami terrorystycznymi w Niemczech – ostrzega BfV.

Potencjalne zagrożenie atakami terrorystycznymi wymierzonymi w Żydów i w cały Zachód znacznie wzrosło

W ocenie Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, potencjalne zagrożenie atakami terrorystycznymi wymierzonymi w Żydów i instytucje żydowskie, a także ogólnie w cały ,Zachód’, znacznie wzrosło w konsekwencji tych wydarzeń. Tak obecną sytuację ocenia urząd w raporcie opublikowanym w minioną środę.

Szef niemieckiego kontrwywiadu Thomas Haldenwang (63 l.) powiedział: „Już od dłuższego czasu obserwujemy deklarowane przez islamistów zamiary przeprowadzenia zamachów na Zachodzie. Wielokrotnie podkreślałem, że każdego dnia może dojść do zamachu islamistycznego także w Niemczech. Ale teraz pojawia się nowa jakość.”

Według Haldenwanga, w związku z konfliktem na Bliskim Wschodzie w kręgach dżihadystów pojawiają się wezwania do przeprowadzenia ataków – w tym ze strony Al-Kaidy i Państwa Islamskiego. A trafiają one na podatny grunt, gdyż ludzie są bardzo rozemocjonowani.

„Niebezpieczeństwo jest realne i dawno nie było tak duże”

Szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji ostrzega: „Może to prowadzić do radykalizacji sprawców działających w pojedynkę, którzy atakują tak zwane miękkie cele za pomocą prostych środków. Niebezpieczeństwo jest realne i dawno nie było tak duże.”

Według Haldenwanga, organy bezpieczeństwa intensywnie analizują sytuację pod kątem radykalizacji postaw i możliwych scenariuszy.

Prezes Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji ostrzegł, że Niemcy „stoją obecnie w obliczu złożonej i napiętej sytuacji zagrożenia z powodu równoległych kryzysów, którą dodatkowo pogarszają barbarzyńskie zbrodnie popełnione przez Hamas”.

Już sam chrześcijański charakter jarmarków bożonarodzeniowych sprawia, że mogą one stać się celem ataków dla islamskich terrorystów

Szef niemieckiego związku zawodowego policjantów Rainer Wendt (67 l.), powiedział w wywiadzie dla gazety BILD: „Po ostrzeżeniu izraelskiego premiera, na niemieckich jarmarkach bożonarodzeniowych obowiązuje alarm terrorystyczny. Już sam chrześcijański charakter tych jarmarków sprawia, że mogą one stać się celem ataków dla islamskich terrorystów.”

W wywiadzie dla dziennika BILD premier Izraela Benjamin Netanjahu ostrzegł, że także w Niemczech może dojść do zamachów terrorystycznych zorganizowanych przez Hamas. Jak powiedział, „Niemcy będą następne.”

Wendt dodał, że teraz wymagana jest czujność policji i organizatorów. Potrzebne są bariery ochronne i stały nadzór wideo, aby zapobiec potencjalnym zamachom terrorystycznym.

Źródło: www.bild.de

W najbliższy piątek chcieli przeprowadzić zamach na jarmarku bożonarodzeniowym w Kolonii! Na szczęście zostali zatrzymani…

1

Dwaj młodzi islamiści planowali przeprowadzić w najbliższy piątek w Kolonii zamach terrorystyczny. Federalne Biuro Ochrony Konstytucji otrzymało informacje o podejrzanym użytkowniku Telegrama w grupie terrorystycznej Państwa Islamskiego, który opublikował tam również film. W filmie ten użytkownik Telegrama wzywał do świętej wojny przeciwko Zachodowi i zapowiedział zamach. Jako datę ataku podał piątek, 1 grudnia.

Podejrzany został szybko zidentyfikowany

W całym kraju zostały natychmiast zaalarmowane wszystkie służby bezpieczeństwa. Na szczęście podejrzany islamista z Telegrama został szybko zidentyfikowany. Według informacji dziennika BILD jest nim Edris D. (15) z Burscheid. Młody obywatel niemiecko-afgańskiego pochodzenia nie był wcześniej znany policji i służbom bezpieczeństwa jako podejrzany o terroryzm, nie było też na jego temat żadnych informacji istotnych dla bezpieczeństwa państwa.

Śledczy szybko ustalili, że 15-latek ma również bliski kontakt z rosyjskim obywatelem i użytkownikiem Telegrama Rasulem M. (16) z Wittstock (Brandenburgia). Jest on znany jako sympatyk organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie, a także z powodu rozpowszechniania propagandy terrorystycznej. W Brandenburgii M. jest dlatego również klasyfikowany jako osoba podejrzana o terroryzm.

Zamach na jarmark bożonarodzeniowy z wykorzystaniem ładunków wybuchowych

Młody Rosjanin miał być zaangażowany w plan ataku i według ustaleń służb bezpieczeństwa miał rzekomo 1 grudnia przyjechać do D. do Burscheid. Prawdopodobnie młodzi islamscy terroryści chcieli dokonać zamachu z wykorzystaniem domowych ładunków wybuchowych lub lekkiego samochodu dostawczego.

Celem miał być jarmark bożonarodzeniowy lub synagoga w Kolonii. Planowano również możliwy wyjazd za granicę po zamachu.

Już we wtorek śledczy przeszukali mieszkania podejrzanych o terroryzm w Nadrenii Północnej-Westfalii i Brandenburgii, a następnie zatrzymali obu nastolatków. Generalna Prokuratura w Düsseldorfie i Prokuratura w Neuruppin prowadzą śledztwo w sprawie podejrzenia o planowanie popełnienia przestępstwa terrorystycznego. W stosunku do podejrzanych wydano nakaz aresztowania.

źródło: bild.de