Jazda pasem awaryjnym w Niemczech i konsekwencje prawne

Chcesz wyminąć w korku inne samochody, a może złapałeś gumę i chcesz zjechać na pas awaryjny i tam zaparkować? Dzięki naszemu artykułowi dowiesz się, co jest dozwolone na pasie awaryjnym w Niemczech. Istotne jest, czy rzecz ma miejsce na ulicy w terenie zabudowanym lub też w terenie niezabudowanym.

Pas awaryjny jest pasem położonym obok jezdni, jest także nazywany pasem wielofunkcyjnym. W przeciwieństwie do pasa parkingowego, na którym można w strefie zabudowanej i niezabudowanej parkować oraz zatrzymywać się, na pasie awaryjnym nie wszystko jest dozwolone.

Jazda pasem awaryjnym jest w Niemczech generalnie zabroniona

Niemiecki kodeks drogowy (Straßenverkehrsordnung) nieprzychylnie odnosi się do jazdy po pasie awaryjnym, zasadniczo nie jest ona dozwolona: „Pobocze służy bezpieczeństwu, np. w sytuacji awarii lub wypadku“ wyjaśnia prawnik Dr. Michael Burmann ze Związku Robotniczego Prawa Ruchu Drogowego w Niemieckim Związku Prawników (Arbeitsgemeinschaft Verkehrsrecht im Deutschen Anwaltverein – DAV). W przypadku gdy kierowca np. złapie gumę i zjeżdża na prawą stronę z jezdni, to może w takiej sytuacji użyć pasa awaryjnego do zatrzymania się.

Jazda pasem awaryjnym w Niemczech w terenie zabudowanym

Poza terenem zabudowanym jazda pasem awaryjnym jest dozwolona tylko dla wolno jeżdżących pojazdów, takich jak pojazdy wielkogabarytowe, posiadających dużą ładowność albo rolniczych furmanek, za którymi mógłby się w przeciwnym razie utworzyć się korek. Takie pojazdy mogą zatrzymać się na pasie awaryjnym lub dalej jechać po pasie awaryjnym w wolnym tempie, po to by inni uczestnicy ruchu drogowego mogli je wyprzedzać. Istotne jest, iż na autostradzie taka jazda nie jest dozwolona pasem awaryjnym.

Jazda pasem awaryjnym w Niemczech na autostradzie

Na autostradzie nikt nie jest upoważniony do jazdy po pasie awaryjnym. Służy on bowiem jako środek bezpieczeństwa i daje możliwość zatrzymania się w razie awarii lub wypadku. W sytuacji gdy niektórzy kierowcy chcą sobie i innym nieco usprawnić jazdę w czasie korku i jadą pasem awaryjnym do najbliższego zjazdu, to ich czyn jest wykroczeniem. Takie zachowanie jest postrzegane jako niedozwolone wyprzedzanie prawa stroną.

Mandat za jazdę po pasie awaryjnym w Niemczech

Mandat za jazdę po pasie awaryjnym w terenie zabudowanym wynosi w Niemczech 30 euro, a w terenie niezabudowanym – 100 euro, można także otrzymać 1 punkt karny w skali Flensburg. Pamiętajmy, że gdy podczas jazdy po pasie awaryjnym w Niemczech będziemy mieli wypadek, to ponosimy współodpowiedzialność, a w niektórych przypadkach nasza wina może zostać zakwalifikowana jako nadrzędna.

Piesi mogą wymijać na pasie awaryjnym, zarówno w strefie zabudowanej, jak i poza nim: piesi muszą wymijać na pasie awaryjnym, kiedy na chodniku jest transportowany przedmiot wielkogabarytowy i tym samym przeszkadza innym pieszym. Na drogach, gdzie brakuje chodnika piesi muszą również korzystać z pasa awaryjnego. Kiedy nie ma pasa awaryjnego to muszą się oni także poruszać po drodze.

W terenie zabudowanym w zasadzie można na pasie awaryjnym parkować i zatrzymywać się. Jednakże tylko wtedy, gdy pas jest dostatecznie utwardzony. Oczywiście, mogą się na nim także zatrzymywać kierowcy, którzy złapali gumę lub miała miejsce inna awaria pojazdu.

Teilzeit, czyli wszystko o pracy na pół etatu w Niemczech

Jedną z form zatrudnienia w Niemczech jest praca w niepełnym wymiarze godzin – Teilzeit. Na takie zatrudnienie decydują się zazwyczaj kobiety, aby z powodzeniem łączyć ze sobą pracę zawodową z wychowywaniem dzieci i dbaniem o dom. Poniżej przeczytacie na czym polega praca Teilzeit i jakie są najważniejsze wady i zalety takiej formy zatrudnienia.

Co oznacza zatrudnienie na pół etatu w Niemczech?

Jak sugeruje nazwa – Teilzeit to praca, która jest wykonywana przez pracownika przez mniejszą ilość godzin niż gdybyśmy byli zatrudnieni na pełny etat. Ważne jest, iż pracownik zatrudniony w niepełnym wymiarze godzin pracuje we wszystkie dni w tygodniu, ale mniej godzin niż osoba zatrudniona na pełnym etacie. Praca w ramach niepełnego etatu w Niemczech obejmuje od 15 do 30 godzin tygodniowo. Przy tygodniowej liczbie godzin wynoszącej od 30 godzin mówi się, iż jest to „bliski pełnego etatu niepełny etat” (vollzeitnahe Teilzeit).

Przy czasie pracy poniżej 15 godzin mówi się o drobnym zatrudnieniu, które jest znane jako praca za 450 euro lub Minijob. Termin „pełny etat” oznacza 100% stopień zatrudnienia, ale współcześnie czas pracy jest zależy od zakładu i wynosi pomiędzy 35 a 42 godziny. Ciekawostką jest fakt, iż współcześnie co trzeci pracownik w Niemczech pracuje w niepełnym wymiarze lub w ramach pracy dodatkowej (Nebenjob). Od lat 90. liczba osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin ma tendencję rosnącą. W roku 2008 prawie 5 milionów zatrudnionych w Niemczech pracowało mniej niż 21 godzin tygodniowo i była to ich główna praca. Połowa pracowników zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin znajduje się w regularnym stosunku pracy, pracuje bezterminowo i nie jest to dla nich dodatkowe zatrudnienie.

Pisemne oświadczenie pracownika dotyczące zmiany ilości godzin

Od 2001 roku w Niemczech obowiązuje roszczenie prawne dotyczące pracy w niepełnym wymiarze godzin. Pamiętajmy, iż osoba zatrudniona w danej firmie może bez żadnych problemów złożyć wniosek o zmianę pełnego etatu na niepełny wymiar godzin.

Podanie o niepełny wymiar godzin najlepiej powinno zostać oddane pracodawcy w formie pisemnej. Zaleca się, aby zaplanowaną pracę w niepełnym wymiarze uzgodnić z innymi pracownikami i dokładnie przestrzegać ustalonego czasu pracy.

Określenie ilości godzin w umowie o pracę

Pamiętajmy, iż w przypadku umowy na niepełny etat w niemieckiej umowie o pracę musi się znaleźć nie tylko wysokość pensji, ale także liczba godzin tygodniowo, na którą pracownik umawia się z pracodawcą. Oznacza to, iż niekoniecznie musi być to dokładnie 1/2 etatu, ani dokładnie 3/4 etatu, tylko dowolna liczba godzin mniejsza niż ta obowiązująca osobę na całym etacie (np. 26 h tygodniowo). W jaki sposób godziny te zostaną podzielone w tygodniu jest kwestią indywidualnych ustaleń z pracodawcą: jednego dnia pracownik może pracować dłużej, a np. w piątek krócej – ustalenia ta zawiera aneks do umowy (Nebenabrede). Kolejna kwestia to nadgodziny. W momencie gdy została ustalona konkretna ilość godzin, a zaistnieje potrzeba dodatkowych godzin to każda godzina przepracowana ponad ustalenia będzie nadgodziną, za którą najpierw należy się wyrównanie w formie wolnego czasu, albo – gdy to jest niemożliwe – wynagrodzenie pieniężne. W umowie o pracę nie musi być określona żadna stawka godzinowa albo tygodniowa, jeśli pracownik podlega pod układ zbiorowy obowiązujący w danej branży. Wtedy wystarczy informacja o grupie zaszeregowania wg układu zbiorowego.

Rodzaje Teilzeit w Niemczech

W Niemczech istnieje kilka możliwości pracy w niepełnym wymiarze godzin. Poniżej przedstawiamy krótką charakterystykę każdego z nich:

  • Klasyczny model pracy w niepełnym wymiarze godzin (Teilzeit classic)

Dzienny czas pracy zostaje zredukowany o konkretną ilość godzin. W praktyce jest to dla pracodawcy najwygodniejsza forma zatrudnienia na niepełny etat. Czas pracy wynosi wtedy 5 dni w tygodniu i jest redukowany każdego dnia o kilka godzin. Dla pracownika oznacza to więcej czasu wolnego i uregulowany stały rytm pracy. Dla pracodawcy większą wydajność i mniejsze koszty utrzymania firmy. Taka opcja nadaje się dla wszystkich pracowników, także dla specjalistów.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– 30-godzinny tydzień pracy, czyli praca na tzw. ¾ etatu

Pracując 30 godzin tygodniowo, 6 godzin dziennie przez 5 dni, macie codziennie 2 godziny więcej czasu wolnego.

– 20-godzinny tydzień pracy, czyli praca na tzw. pół etatu

Pracując 20 godzin tygodniowo, 4 godziny dziennie przez 5 dni, macie codziennie 4 godziny więcej czasu wolnego.

  • Zmienna wersja modelu klasycznego (Teilzeit classic vario)

Tygodniowy czas pracy zostaje podzielony na 2 do 5 dni. Dzienna, tygodniowa i miesięczna liczba godzin pracy jest tu bardzo zróżnicowana. W pewnym sensie łączycie w tym wypadku niepełnym etat z całym etatem. Macie tutaj całkowitą dowolność w podziale czasu pracy (pracujecie np. 2-4 dni w tygodniu lub 5 dni, czas pracy może być każdego dnia inny). W ten sposób zyskujecie wolne pojedyncze godziny dziennie lub nawet całe dni. Ten wariant można polecić wszystkich pracownikom, także specjalistom i kadrze kierowniczej. Pracodawca zyskuje dzięki tej metodzie większą efektywność pracy i lepsze obłożenie miejsc pracy w przypadku wahań stopy zysku.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– 3-dniowy tydzień pracy

Pracując 15 godzin tygodniowo, 1x6h + 1x4h + 1x5h macie codziennie kilka godzin więcej czasu wolnego i dodatkowo jeszcze całe 2 wolne dni.

– 4-dniowy tydzień pracy

Pracując 24 godziny tygodniowo, 6 godzin dziennie przez 4 dni, macie codziennie 2 godziny więcej czasu wolnego i dodatkowo jeszcze jeden cały dzień.

– 5 dniowy tydzień pracy

Pracując 34 godziny tygodniowo, 2x8h + 3x6h macie 3 razy w tygodniu 2 godziny więcej czasu wolnego.

  • Praca w niepełnym wymiarze dzielona z innym współpracownikiem (Teilzeit Jobsharing)

Dwóch pracowników dzieli się jednym stanowiskiem na własną odpowiedzialność. W ten sposób pracując na niepełny etat możecie wspólnie przejąć projekty, które zajmują cały etat i odpowiedzialnie nimi zarządzać. Warunkiem koniecznym, aby taki rodzaj pracy się powiódł, jest oczywiście regularna wymiana informacji miedzy sobą i dokładne ustalenia. Największy sens ma to w przypadku firm, w których obsługa klientów jest bardzo mocna rozłożona w czasie. Taki model polecany jest głównie specjalistom i kadrze kierowniczej. Zyskujecie dzięki temu więcej czasu wolnego (możecie pracować 5 dni po kilka godzin lub 2-4 dni w różnym wymiarze godzin), jesteście prywatnie bardziej elastyczni, a zawodowo macie sporą decyzyjność (w porozumieniu z drugim współpracownikiem).

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– 5 dniowy tydzień pracy

Pracując 25 godzin tygodniowo, 5x5h macie codziennie 3 godziny więcej czasu wolnego

– 3 dniowy tydzień pracy

Pracując 21 godzin tygodniowo, 2x8h + 1x5h macie raz 3 godziny więcej czasu wolnego i dodatkowo jeszcze całe 2 wolne dni

  • Praca w niepełnym wymiarze godzin z możliwością inwestowania (Teilzeit Invest)

Jest to tzw. niewidoczny niepełny etat. Pracujecie tak naprawdę w pełnym wymiarze godzin, ale płacone macie za niepełny etat. Różnicę otrzymujecie w postaci wpłat na lokatę długoterminową albo jako dni wolne. W ten sposób możliwe są dłuższe okresy niepracujące, np. urlop naukowy albo nawet wcześniejsza emerytura. Wynagrodzenie będziecie wtedy nadal otrzymywać.

W tym modelu pracujecie 5 dni w tygodniu na pełen etat ale zyskać możecie całe tygodnie, miesiące czy nawet lata wolnego. Taka opcja polecana jest wszystkim pracownikom, także specjalistom i kadrze kierowniczej.

Dla pracowników oznacza to zalety podatkowe, możliwość zaoszczędzenia pieniędzy lub wolnego, a także czas na dalsze kształcenie. Pracodawcy też się to opłaca, ponieważ ma do dyspozycji pracownika na cały etat i zróżnicowany sposób wypłaty wynagrodzenia.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– 4-miesięczny okres zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy

Pracujecie 40h, 5x8h, oszczędzacie 1/12 wypłaty (w postaci wpłat na lokatę) przez 4 lata i zyskujecie 4 miesiące wolnego w tym czasie.

– urlop naukowy

Ustalony czas pracy to 30h a rzeczywisty czas pracy 40h, rozłożone na 5x8h. Zyskujecie 10h w tygodniu w postaci czasu wolnego i w przypadku umowy 3-letniej macie cały 1 rok wolnego.

– wcześniejsza emerytura

Ustalony czas pracy to 30h, a rzeczywisty czas pracy 40h, rozłożone na 5x8h. Zyskujecie 10h w tygodniu w postaci czasu wolnego i w przypadku umowy 6-letniej możecie iść 2 lata wcześniej na emeryturę.

  • Zespołowa praca w niepełnym wymiarze godzin (Teilzeit-Team)

Pracodawca określa w tym wypadku, ilu pracowników potrzebuje w określonych okresach. Następnie pracownicy ustalają już miedzy sobą w zespole czas pracy każdego z nich. Krótkoterminowe zmiany są oczywiście możliwe. Dla pracowników jest to najbardziej elastyczna forma zatrudnienia a dla pracodawcy jest to opcja optymalizacji obłożenia i orientacji na klienta. Ten model polecany jest wszystkim pracownikom, w szczególności specjalistom. Możecie w ten sposób pracować 2, 3 , 4 lub 5 dni w tygodniu – zyskując codziennie wolne poszczególne godziny lub całe dni czy nawet tygodnie (w porównaniu do pracy na pełen etat). Macie tutaj sporą decyzyjność, luźny podział czasu pracy, ale musicie się też wykazać umiejętnością pracy zespołowej.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– zespół 5-osobowy

Codzienny czas pracy: od poniedziałku do piątku w godzinach 08.00-20.00

Obsadzenie pracowników: 2 pracowników od godz. 08.00 do 10.00, 3 pracowników od godziny 10.00 do 16.00 i 2 pracowników od godziny 16.00 do 20.00

Tygodniowy czas pracy przypadający na pracownika to 30 godzin, podział pracy 5x6h. W ten sposób zyskujecie codziennie 2 godziny wolnego.

–  zespół 6-osobowy

Codzienny czas pracy: od poniedziałku do soboty, w godzinach 10.00-20.00

Obsadzenie pracowników: od poniedziałku do piątku 2 pracowników w godzinach 10.00-12.00, 3 pracowników od 12.00 do 18.00, 2 pracowników od godziny 18.00 do 20.00 i w soboty 3 pracowników w godzinach 10.00-13.00.

Ustalony czas pracy to w tym wypadku 23 godziny tygodniowo (rzeczywisty czas pracy może się w poszczególnych tygodniach różnić).

Przykładowy podział czasu pracy to: 2x6h i 2×4 godziny oraz 3h w sobotę

W ten sposób zyskujecie codziennie 2-4 godziny wolnego i jeden cały wolny dzien.

  • Praca sezonowa (Teilzeit Saison)

Ten model pracy polega na tym, że w tzw. wysokim sezonie pracujecie na pełen etat, a przy niskim zapotrzebowaniu macie wolne. Pracodawcy mogą w ten sposób zapobiec zwolnieniom i odpada im wdrożenie nowych pracowników na kolejny sezon. Pracownicy otrzymują przez cały rok co miesiąc wynagrodzenie. Dla pracodawcy jest to spora oszczędność kosztów, gdyż nie musi szukać i szkolić co rok nowych pracowników. Pracownicy mają z kolei w tym wypadku naprawdę długie okresy wolnego (często nawet kilka miesięcy). Taki model pracy polecany jest wszystkim pracownikom, także specjalistom.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– praca 4 miesiące w roku

Pracujecie w ciągu roku tylko 4 miesiące, ale za to w pełnym wymiarze godzin.

Pracując 40 godzin tygodniowo, 5x8h, macie 8 miesięcy wolnych w ciągu roku.

Jeśli chodzi o wynagrodzenie, to otrzymujecie 1/3 miesięcznego wynagrodzenia przysługującego za pracę na cały etat.

– praca 2×3 miesiące w roku

Pracujecie 2 razy w roku, za każdym razem po 3 miesiące, 5x8h i macie wtedy wolne, także 2 razy po 3 miesiące. Jeśli chodzi o wynagrodzenie to otrzymujecie połowę miesięcznego wynagrodzenia przysługującego za pracę na cały etat.

  • Home office czyli praca zdalna z domu (Teilzeit Home)

W tym wypadku pracujecie na niepełny etat, ale z domu. W określonych, wcześniej ustalonych godzinach jesteście do dyspozycji, co ułatwia współpracę. Odpada Wam tutaj dojazd do i z pracy, więc możecie zaoszczędzić sporo czasu. Więź z firmą często jest wzmocniona przy pomocy pojedynczych dni, które trzeba przepracować będąc na miejscu, w biurze.

W tym wariancie możecie pracować 2, 3, 4 lub 5 dni w tygodniu i zyskujecie wolne poszczególne godziny lub nawet całe dni. Ważne jest, że oszczędzacie nie tylko czas ale i pieniądze, ponieważ odpadają Wam koszty dojazdu do biura. Potrzeba do tego jednak dużego poczucia odpowiedzialności i samodyscypliny. Pracodawcy takie rozwiązanie też może się opłacać, ze względu na mniejsze koszty zakładowe.

Przykład korzyści wynikających z tego modelu pracy, porównując z pełnym etatem, czyli 40 godzinami pracy (5*8 godzin):

– praca w niepełnym wymiarze godzin, 4 dni w tygodniu

Pracując 24 godziny tygodniowo, 6 godzin dziennie przez 4 dni, macie codziennie 2 godziny więcej czasu wolnego i dodatkowo jeszcze jeden cały dzień.

– praca w pełnym wymiarze godzin przez 4 dni w tygodniu

Pracując 32 godziny tygodniowo, 8 godzin dziennie przez 4 dni, macie wolny jeden cały dzień.

– praca 5 dni w tygodniu (łącząc pełen etat z niepełnym)

Pracując 34 godziny w tygodniu, 2x8h i 3x6h, zyskujecie 3 razy w tygodniu po 2 wolne godziny.

Dr Łukasz Wolak z uchodzcywniemczech.pl o pracy naukowca i kilku mało znanych wydarzeniach historycznych

0

Dojczland.info: Dzień dobry. Dzisiaj będzie z nami rozmawiać pan dr Łukasz Wolak z uchodzcywniemczech.pl. Dziękujemy, że zechciał Pan poświęcić nam swój czas. Jest pan naukowcem, którego zakres zainteresowań skupia się głównie wokół Polaków w Niemczech po II wojnie światowej, polskich organizacji emigracyjnych, a także przestępstw wobec polskich dóbr kultury zarówno podczas II wojny światowej, jak również w czasach PRL-u. Skąd wzięło się zainteresowanie tymi tematami?

Dr Łukasz Wolak: Na początek chce podziękować Państwu za zaproszenie do rozmowy.

Zagadnienie grabieży dóbr kultury zainteresowało mnie podczas podstawowych studiów historycznych. W pracy magisterskiej chciałem wykazać cały proces grabieży od jej początkowego stadium na terenie III Rzeszy przez Anschluss Austrii i przyłączenie części Czechosłowacji po właściwe stadium na terenie okupowanej Polski. Jeszcze przed końcem studiów moje zainteresowania zaczęły ewoluować. Nałożyły się na nie kolejne tematy – kradzieże dóbr kultury na terenie Polski oraz przestępstwa wobec zabytków. Wynikały one wprost z zainteresowań kryminalistyką. Tak się złożyło, że z czasem porzuciłem te problemy i zainteresowałem się polskimi uchodźcami wojennymi w Republice Federalnej Niemiec. Tym razem było ono związane z tematem pracy doktorskiej, którą poświęciłem dziejom Zjednoczenia Polskich Uchodźców w Republice Federalnej Niemiec (ZPU).

To wówczas po raz pierwszy zetknąłem się tą grupą Polaków, która po zakończeniu II wojny światowej zdecydowała się pozostać na terenie zachodnich stref okupacyjnych a później Republiki Federalnej Niemiec. To środowisko utworzyli byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych i niemieckich obozów pracy, byli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, byli żołnierze Armii Krajowej, byli Powstańcy Warszawscy, a także polskie dzieci poddane w czasie wojny przymusowej germanizacji. Z upływem czasu zaczęli do niego dołączać uchodźcy polityczni z komunistycznej Polski. Była to bardzo różnorodna grupa, która z różnych powodów nie zdecydowała się wracać do kraju albo opuściła go w obawie przed represjami aparatu bezpieczeństwa. W omawianym przypadku zainteresowały mnie wszelkie przejawy aktywności tego środowiska związanego z ZPU a ponieważ zarząd tej organizacji dążył do scentralizowania wielu obszarów aktywności Polaków w Niemczech jego zasięg był dość szeroki. Równolegle zacząłem interesować się „jednostką” tzn. poszczególnymi działaczami i członkami organizacji. Szybko zorientowałem się, że o wielu działaczach brak jakichkolwiek informacji. Zdałem sobie wówczas sprawę z ogromu braków badawczych. Początki były dość skromne, ponieważ tylko w nielicznych przypadkach mogłem o nich powiedzieć coś więcej – mniej więcej kilka zdań. Jednak nadal o zdecydowanej większości nic nie wiedziałem! Stopniowo docierając do kolejnych archiwaliów związanych z  działaczami ZPU przede wszystkim z centralnymi strukturami: zarządem głównym, sądem, główną komisją rewizyjną, zdobywałem kolejne informacje.  Z upływem lat w kilku przypadkach okazało się, że wiele z tych osób swoją aktywnością zapisało bardzo ciekawą kartę w historii. W którymś momencie postanowiłem pójść dalej i zgłębić wiedzę o kolejnych przedstawicielach tamtego środowiska co z powodzeniem trwa po dzień dzisiejszy. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to praca na kolejne lata.

Jak scharakteryzowałby pan swoją działalność naukową? Na czym ona polega?

Zasadniczo moja praca nie różni się od pracy historyków zatrudnionych w jednostkach badawczych np. w Uniwersytetach czy instytucjach, które statutowo zajmują się badaniami naukowymi. I ja prowadzę kwerendy archiwalne oraz biblioteczne, spotykam się lub koresponduje ze świadkami minionych wydarzeń, uczestniczę w konferencjach i staram się publikować swoje wyniki badań. Pewną wartością dodaną – równoległą do powyższych działań, jest moja aktywność na blogu. To w środowisku historyków nadal mało rozpowszechniona forma popularyzacji wiedzy. Takich form upowszechniania nauki przy tak ogromnym potencjale polskiej humanistyki powinno być zdecydowanie więcej – ale to jedynie moje skromne zdanie. Na blogu w dużej mierze zamieszczam nieznane dotąd w polskiej historiografii częściowe biogramy różnych działaczy. Staram się uwypuklać w mniej lub bardziej interesujący sposób historie związane z tamtym środowiskiem. Nie jestem ograniczony żadną barierą ani tematem a tym bardziej problemami badawczymi, które mogą wywołać pewne kontrowersje. Uważam, że należy dyskutować nad każdym opisywanymi przeze mnie przypadkami i jestem otwarty na dyskusję. Większość czasu spędzam przed komputerem, w sieci znajduje się co raz więcej różnego rodzaju źródeł, czasami odrywam się od wirtualnego świata i korzystam z tradycyjnego sposobu wyszukiwania informacji.

W jaki sposób można zostać naukowcem? Jaką drogę należy przejść, aby móc zająć się pracą naukową?

Czy naukowcem można zostać!? Wydaje mi się, że to raczej droga, którą się wybiera. Poza tym warto się zastanowić nad tym co oznacza bycie naukowcem? Oczywiście dzisiaj każdy może wybrać taką drogę. Wyobrażam sobie, że elementem decydującym będą pewne predyspozycje lub własne zainteresowania. Inne będą towarzyszyły naukom ścisłym a inne szeroko rozumianej humanistyce. Zdecydowanie podstawową sprawą są studia. Wraz z ich wyborem i dalszą edukacją nabywamy podstawową wiedzę i umiejętności warsztatowe. Bardzo często zdarza się, że już na studiach zaczynamy interesować się jakimś zagadnieniem – krystalizują się nasze wyobrażenia. Jeśli tylko decydujemy się pogłębiać dalej nasze zainteresowania wyjściem z sytuacji będą dalsze studia np. doktoranckie – ale nie jest to warunek konieczny do prowadzenia badań. Właściwie przez cały czas zajmując się nauką uczymy się nowych rzeczy i zdobywamy kolejną wiedzę. W badaniach jesteśmy zobligowani do stosowania przyjętych zasad i metod badawczych. Decydując się na taką drogę zobligowani jesteśmy, poszukując odpowiedzi na pytania na które nikt dotąd nie odpowiedział, do wykorzystania szerokiej bazy źródłowej a w naukach ścisłych – wyników badań laboratoryjnych. To warunek konieczny aby realizować się naukowo.

Nad jakim zagadnieniem(ami) pracuje pan aktualnie?

W chwili obecnej pracuje nad słownikiem/leksykonem działaczy polskich uchodźców. Przez ostatnie lata udało mi się zebrać informacje o kilkuset działaczach tamtego środowiska.  Niestety po dziś dzień wielu z nich pozostaje anonimowych. Ponadto na bieżąco zajmuje się dziejami Zjednoczenia Polskich Uchodźców, które mam nadzieje w tym roku zakończyć.

Co panu sprawia najwięcej radości w pracy naukowej i motywuje do dalszego działania?

Poszukiwania i odkrycia – to chyba najlepszy tandem. Osobiście największą satysfakcję sprawiają mi same poszukiwania przede wszystkim dokumentów/wszelkich informacji/fotografii. Mógłbym to porównać do „białego” wywiadu lub pracy detektywa. Bardzo często poszukiwaniom towarzyszą emocje, które udzielają się po odkryciu nieznanych dotąd faktów. Coraz częściej wykorzystujemy do naszych badań spotkania ze świadkami historii. To równie ekscytujący moment w pracy historyka. Ponadto nadal uwielbiam tradycyjną metodę wykonywania kwerend. Wertowanie dokumentów czy przeglądanie katalogów kartkowych w bibliotekach ma w sobie „to coś” chociaż współcześnie wydaje się to metoda archaiczna. Nie wyobrażam sobie jednak wielu dziedzin bez tej tradycyjnej metody poszukiwań w tym: archeologów, historyków sztuki a nawet historyków dziejów starożytnych, mediewistów czy dziejów najnowszych. Wielu z nas korzysta z bibliotek i archiwów.

Czy podczas pańskich badań udało się panu dotrzeć do informacji i faktów, które nie były wcześniej znane szerszej publiczności?

Tak – zdecydowanie tak. Przytoczę kilka interesujących przypadków.

Jakiś czas temu przeglądając materiały poświęcone jednemu z działaczy Zjednoczenia Polskich Uchodźców odkryłem polski wątek sprawy związanej z aresztowaniem Olega Pieńkowskiego, którą prowadził kontrwywiad Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL. Okazało się, że cała sprawa ruszyła po aresztowaniu brytyjskiego łącznika Wynne’a Genville przez KGB na Węgrzech, który kontaktował się O. Pieńkowskim. Ponieważ kilka razy przed aresztowaniem Genville przebywał wraz z brytyjską delegacją w PRL i wizytował zakłady związane z Centralą Handlu Zagranicznego jego wizyty na terenie Polski prześwietlał kontrwywiad MSW. Odbyło się to na prośbę KGB, które zbierało informacje o jego wcześniejszej aktywności wywiadowczej i ewentualnych kontaktach. Ustalono z kim i gdzie się spotykał ale nie było żadnego punktu zaczepienia. Niestety polska komórka kontrwywiadu ustaliła nie wiele. To co w całej sprawie zwróciło moją uwagę to moment w którym Genville podczas kolejnego pobytu w Polsce starał się u dyrektora wojewódzkiego Polskiego Związku Motorowego w Łodzi o wydanie prawa jazdy uprawniającego do kierowania pojazdem na terenie KDL. Związek Motorowy dość szybko wydał mu taki dokument a on z kolei wjechał samochodem na teren ZSRS i prawdopodobnie wyjechał inną drogą. W toku prowadzonej sprawy przez MSW dyrektor Związku nie przyznał się do tego aby taki dokument wydawał. Niestety poza tymi informacjami cała sprawa urywa się i nie wiem jakie były dalsze działania prowadzone przez kontrwywiad MSW.

W innym przypadku rozpocząłem odkrywanie nie znanych dotąd losów zasłużonego przedwojennego oficera rezerwy kawalerii – rtm. dr inż. Bolesława Zawalicz-Mowińskiego ps. „Zawalicz”, „Gończ”, „Stef”, „Witold”, Dyrektor”. Niemal od pierwszych chwil po przegranej wojnie obronnej Polski w 1939 r. zaangażował się on w działalność Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) na terenie okręgu warszawskiego a po przekształceniu tej struktury w Armię Krajową na terenie obszaru warszawskiego. Z chwila wybuchu Powstania Warszawskiego walczył w nim na stanowisku zastępcy dowódcy Zgrupowania „Róg”. Podczas walk wraz z oddziałem otrzymał rozkaz odbicia i utrzymania Katedry pw. św. Jana. Ta operacja mimo wielkich strat oddziału zakończyła się powodzeniem. Za odwagę i poświęcenie rtm. Zawalicz-Mowiński otrzymał awans na stopień majora rezerwy kawalerii oraz Krzyż Virtuti Militari kl. V. Jego powojenne losy wydają się być jeszcze bardziej ciekawsze, ponieważ z chwilą zakończenia wojny znalazł się na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec. Tam rozpoczął kolejny etap swojego życia angażując się w działalność społeczno-kombatancką m.in. współtworząc Samopomoc Wojska SPK a później Oddział Stowarzyszenia Polskich Kombatantów na terenie tamtej strefy. W latach 1947-1954 był prezesem Oddziału SPK, kilka razy delegatem na Zjazd Rady SPK w Londynie, wiceprzewodniczącym Rady SPK w Londynie a także architektem i pierwszym prezesem Zjednoczenia Polskich Uchodźców w RFN. Wiele wskazuje również na to, że zaangażował się na terenie Zachodnich Niemiec w działalność siatki wywiadowczej, której zadaniem było zbieranie informacji o komunistach w Polsce a także wspieranie tzw. „drugiej konspiracji” a więc żołnierzy niezłomnych. W 1954 r. nagle wyemigrował do Kanady. Od tamtej pory urywa się wszelki ślad po jego działalności. Jego historia bardzo mnie zainspirowała. Niestety sam Zawalicz-Mowiński nie jest szerzej rozpoznawalną postacią zarówno przez historyków jak również w przestrzeni publicznej. Dzieje się tak dlatego, że przez wiele lat żył w cieniu. Być może za działalność wywiadowczą przeciwko komunistom sam skazał się na zapomnienie aby nie narażać własnej rodziny? Być może kultywowanie etosu walki  i wspomnień uniemożliwiała mu jego praca na terenie Kanady? To są kolejne pytania na które będę szukam odpowiedzi. Dzisiaj w oparciu o drobne poszlaki zakładam, że kontynuował działalność wywiadowczą w Kanadzie. Niestety brak mocnych dowodów na poparcie tej tezy. Pewna próba zrekonstruowania ciągu wydarzeń z pierwszej połowy lat 50-tych zdaje się potwierdzać moje przemyślenia na ten temat ale to zdecydowanie za mało by móc jednoznacznie odpowiedź, że w Kanadzie pracował dla wywiadu. Zmarł w 1993 r. w Toronto w stopniu podpułkownika  lub pułkownika rezerwy kawalerii Wojska Polskiego. Od tamtego czasu praktycznie nie wspominany.

Kolejnym ciekawym przypadkiem na który trafiłem przeglądając archiwa była sprawa Władysława Kaweckiego oficera żandarmerii Legionów Polskich, oficera żandarmerii Wojska Polskiego, przedwojennego dziennikarza, współpracownika II Oddziału Sztabu Głównego, podczas wojny członka ZWZ w Krakowie, współpracownika Gestapo, uczestnika komisji Katyńskiej w 1943 r., redaktora niemieckiej rozgłośni „Wanda” w Rzymie, a po wojnie kierownika obozu dla uchodźców w Würzburgu, wreszcie pracownika amerykańskiego kontrwywiadu wojskowego (ang. Counter Intelligence Service) i kontrwywiadu zachodnioniemieckiego (niem. Bundesamt für Verfassungsschutz). W tym przypadku okazało się, że W. Kawecki podjął pełną współpracę z kontrwywiadem zagranicznym Wojskowej Służby Wewnętrznej (Oddziałem II Zarządu I WSW PRL). To co mnie zaskoczyło w jego sprawie to skala współpracy i jej zasięg. Materiały i informacje przekazywane WSW dotyczyły przede wszystkim żołnierzy Oddziałów Wartowniczych przy Armii Amerykańskiej, funkcjonowania CIC w tym personalia współpracowników zachodnich służb wywiadowczych (CIA, BND, UOK, MI6, oraz francuskiego wywiadu), a także organizacji społecznych i emigracyjnych w tym: Polskiego Komitetu Imigracyjnego, Zjednoczenia Polskich Uchodźców, Związku Żołnierzy Kresowych, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, Działu Badań i Ocen Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa w Monachium (w tym: Kajetana Golejewskiego-Czarkowskiego, Cezarego Szymczewskiego, Kazimierza Zamorskiego, Mr Fiszera – szefa pionu bezpieczeństwa RWE, Adama Niebieszczańskiego, Haliny Zamorskiej- wł. Urszuli Zamorskiej oraz Janiny Zadrożnej), Związku Polaków w Niemczech, Związku Polaków „Zgoda”, Polish American Immigration and Relief Committee, polskiego duchowieństwa wraz z przypadkami jego współpracy z CIC i wielu innych pojedynczych działaczy z terenu RFN. W sumie meldunki przekazane przez niego objęły ponad 300 osób w tym największą grupę stanowili Polacy, następnie Rosjanie, Czechosłowacy, Bułgarzy, Łotysze, Jugosłowianie oraz obywatele NRD. W kilkunastu przypadkach przekazane przez niego informacje trafiły na biurko rezydenta KGB w Warszawie oraz jednostek MSW krajów bloku wschodniego. W całej sprawie pod koniec współpracy centrala WSW wspólnie z podległymi jednostkami oraz Zarządem II Sztabu Generalnego (wywiadem wojskowym) planowała jego porwanie. Ten plan nosił kryptonimem „Fala”. Szczęście w nieszczęściu ostatecznie do niego nie doszło. Na chwilę przed jego realizacją W. Kawecki został aresztowany przez zachodnioniemiecki kontrwywiad pod zarzutem szpiegostwa na rzecz wywiadu PRL i osadzony w monachijskim areszcie. Niestety nie są mi znane kulisy zatrzymania ani jego przesłuchania w Monachium. Niemniej przy tej okazji uwypuklił się cały tragizm sytuacji w jakiej Kawecki znalazł się po opuszczeniu aresztu. Po kilku miesiącach opuścił więzienie, w międzyczasie wyrzucony został z pracy, bawarski wymiar sprawiedliwości prowadził przeciwko niemu postępowanie sądowe, pozostał bez środków do życia a jednostka werbująca – WSW, ostatecznie odmówiła mu pomocy. Niedługo po tych wydarzeniach W. Kawecki zmarł.

Jak dociera pan do informacji oraz historii, które opisuje pan na swoim blogu, http://uchodzcywniemczech.pl/?

Jak już wcześniej wspominałem wiele informacji, które publikuje na blogu pochodzi z przeprowadzanych kwerend archiwalnych a więc ze źródeł. Pewne uzupełnienia a nawet całe problemy znajdują się również w literaturze przedmiotu, która jest bardzo obszerna a nowe publikacje wciąż pojawiają się na rynku wydawniczym. Kolejną metodą są rozmowy ze świadkami wydarzeń, którzy byli związani ze środowiskiem polskich uchodźców lub funkcjonowali w tamtej przestrzeni. Należy również dodać, że w sieci możemy odnaleźć wiele różnych wspomnień, które również są przydatne w tej pracy.

Co osoby zainteresowane mogą znaleźć na pańskim blogu?

Przede wszystkim znaczną garść informacji biograficznych byłych działaczy Zjednoczenia Polskich Uchodźców, archiwalne fotografie i materiały źródłowe, zagadnienia związane z działalnością polskich dipisów i Zjednoczeniem Polskich Uchodźców. Relacjonuje również własne poszukiwania archiwalne dzieląc się swoimi odkryciami. Zamieszczam również sprawozdania z konferencji tematycznych i projektów naukowych w których mogę uczestniczyć a także relacjonuje spotkania poświęcone szeroko rozumianej polskiej emigracji politycznej. Staram się również omawiać najciekawsze publikacje, które poświęcone są tematyce emigracyjnej. W zakładce literatura czytelnik odnajdzie duży wybór publikacji poświęconych zarówno polskim dipisom jak również polskim uchodźcom, emigracji politycznej 1945-1989 a także niemieckiej Polonii. W zakładce poświęconej działaczom i członkom ZPU opublikowałem ponad 300 nazwisk, które przez wiele lat były związane z ZPU. Oczywiście to nie koniec tego przedsięwzięcia. Jeszcze wiele nazwisk pozostaje do odkrycia. Wiele zagadnień wymaga mojej uwagi i z pewnością ich finał znajdzie się na blogu. Mogę zapewnić, że mój blog nie jest skończoną formą. Conajmiej kilka razy będzie jeszcze ewoluował i zmieniał swoją zawartość.

Jakie są pana najbliższe plany? Czy na horyzoncie widać jakieś nowe projekty?

W pierwszej kolejności chce dokończyć prace nad leksykonem działaczy ZPU oraz publikacją poświęconą Zjednoczeniu Polskich Uchodźców. To dla mnie dwie fundamentalne prace nad którymi koncentruje całą swoją uwagę. Oczywiście w dalszej kolejności mam kilka nowych tematów, nad którymi powoli myślę ale z różnych względów nie będę konkretyzował tych zagadnień. Mogę jedynie zapewnić, że będą poświęcone historii i obecności Polaków w Niemczech po 1945 r. Czy uda się zrealizować te przedsięwzięcia z pewnością czas i możliwości pokażą.

dr Łukasz Wolak, historyk i dokumentalista, ukończył studia podyplomowe Zarządzanie Bezpieczeństwem na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Były pracownik Oddziału IPN we Wrocławiu oraz Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta UWr. Uczestnik Centralnego Projektu Badawczego IPN pt. „Polska emigracja polityczna w latach 1939-1990”. Kontynuuje badania związane z polskimi uchodźcami w Niemczech po II wojnie światowej, których wyniki w części publikuje na popularno-naukowym blogu: (http://uchodzcywniemczech.pl).

Zainteresowania badawcze: Polacy w Niemczech po 1945 r., polskie organizacje emigracyjne po II wojnie światowej, działacze emigracyjni w Niemczech po 1945 r., tajne służby PRL.

Einbürgerungstest – czyli wszystko o „teście na Niemca”!

W jednym z naszych artykułów wyjaśnialiśmy, w jaki sposób można uzyskać niemieckie obywatelstwo i jak wspomnieliśmy jednym z warunków jest zdanie egzaminu sprawdzającego naszą znajomość niemieckiej kultury, obyczajów, historii i polityki – Einbürgerungstest. Wprowadzenie tego obowiązkowego testu miało miejsce niedawno, bo w roku 2008.

Jakich pytań możemy się spodziewać?

To pytanie zadają sobie wszystkie osoby, którym zależy na uzyskaniu niemieckich dokumentów. Osoba przystępująca do egzaminu w trakcie pisemnego testu musi odpowiedzieć na 30 pytań wybranych z obowiązującego katalogu 300 pytań, które dotyczą zagadnień ogólnych. Ponadto, czekają na nas pytania dodatkowe, specyficzne dla landu, w którym się mieszka. W teście pojawią się 3 takie pytania (w sumie do każdego landu przygotowano 10 pytań). Katalog pytań wraz z odpowiedziami jest dostępny w internecie na stronie internetowej Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (Bundesamts für Migration und Flüchtlinge – BAMF).

Wszystkie pytania można podzielić na następujące kategorie:

  • Pytania ogólne: wśród nich znajdują się takie zagadnienia jak: „Życie w demokracji”- związane z trójpodziałem władzy, uprawnień podstawowych organów władzy, wolności politycznych, praw obywatelskich, konstytucji, godła i flagi, świąt państwowych, liczby ludności, sąsiadów Niemiec, itp.
  • Pytania związane z organizacją życia społecznego w Niemczech, np. dotyczące ciszy nocnej, obchodzonych świąt religijnych i panujących tradycji – Karnawału, Pfingsten (Zielone Świątki), czy tego, do jakiego urzędu należy się udać, w konkretnej sprawie – np. uzyskania Kindergeld, czy też zgłoszenia demonstracji.
  • Pytania związane z danym landem, w którym się mieszka: np. wybranie z podanych miast stolicy landu, wybranie właściwego godła i kolorów flagi, podanie które z wymienionych miast czy okręgów wchodzi w skład danego landu, umiejętność wskazania (na podstawie mapy), gdzie znajduje się „nasz” land,
  • Pytania historyczne odnoszące się przeszłości Niemiec, np. dotyczące zjednoczenia Niemiec i powstania hymnu. Wiele pytań sprawdza naszą wiedzę na temat lat 1933-1945 (niektóre, dla nas Polaków są oczywiste, np. wskazanie kiedy trwała II wojna światowa). Część pytań historyczny dotyczy także stref okupacyjnych po II wojnie światowej, DDR oraz powstania RFN. Możemy się spotkać z pytaniami, które są dodatkowo zobrazowane archiwalnymi fotografiami: np. Willy’ego Brandta w Warszawie w 1970 roku.

Zdanie testu

Aby zdać ten egzamin należy odpowiedzieć poprawnie przynajmniej na 17 pytań, czyli powyżej 50%, co nie jest aż takim trudnym zadaniem. Na rozwiązanie testu dostajemy 60 minut. Każde pytanie ma 4 możliwe odpowiedzi, z których tylko jedna jest właściwa.

Przystąpienie do egzaminu kosztuje 25 euro, test możemy zdawać np. lokalnej Volkshochschule czy innym ośrodku egzaminacyjnym (np. AIM Bildung).  Chęć zdawania należy zgłosić odpowiednio wcześniej (najlepiej przynajmniej 4 tygodnie przed testem). Podczas zapisu, jak również w dniu egzaminu należy mieć przy sobie dokument potwierdzający tożsamość. Warto zaznaczyć, że w przypadku niepowodzenia test możemy powtarzać dowolną ilość razy. Wyniki zazwyczaj otrzymamy po około 2 tygodniach.

Z testu zwolnieni są ci kandydaci na obywateli, którzy chodzili/chodzą w Niemczech do szkoły i (będą) mieli w szkole przedmiot „polityka„, na którym są omawiane takie zagadnienia.

Marek Fis o swojej karierze, problemach z alkoholem i wiele więcej!

0

Dojczland.info: Dzień dobry panie Marku. Dziękujemy, że zechciał pan odpowiedzieć na kilka naszych pytań. Czy mógłby pan na początek opowiedzieć, jak to się stało, że został pan komikiem?

Marek Fis: Wszystko zaczęło sie w 2006 roku. Miałem zaledwie 22 lata i rzuciłem studia w Bremen i Berlinie. Perspektywa była nieciekawa. Pewnego dnia szedłem przez Berlin i zauważyłem reklamę na konkurs nowych talentów, komików, w Quatsch Comedy Club, najważniejszym niemieckim kabarecie. Możnaby to porównać do Idola. Jury jest publiczność. Miało się 5 minut czasu oraz trzeba było przejść trzy rundy i być zawsze wśród pierwszej trójki, aby dostać sie do finału. Zwycięzca miał zagwarantowany występ w gronie znanych komików. Dostałem się do finału i zająłem tam 2 miejsce. Byłem trochę załamany, bo tylko zwycięzca coś dostał, a ja byłem przecież tak blisko. Lecz tydzień po finale zadwzwonili do mnie z Quatsch Comedy Club i widocznie im się spodobałem, bo dostałem szansę i ją wykorzystałem. Do dziś tam występuję i jestem im bardzo wzdzięczny. Są dla mnie jak rodzina.

Dojczland.info: Zaistniał pan także w niemieckiej telewizji. Jak do tego doszło?

Marek Fis: Dostałem zaproszenie do Show Comedy Rekruten, która miała być emitowana w Comedy Central (kanał telewizyjny – red.). Niestety któryś z operatorów narobił bałaganu z nagraniem i ten program nigdy nie pojawił sie na wizji. Wśród gości był w ten wieczór Knacki Deuser, ojciec znanego programu Nightwash. Spodobał mu się mój występ i podpisałem z nim umowę menadżerską. Za jakiś czas wystapiłem właśnie w tym programie. Ten występ był naprawdę super i zwrócił na niego uwagę Stefan Raab, który zaprosił mnie do Tv total. Wtedy to tempo mnie naprawdę przerażało. Moim marzeniem był zawsze występ w Tv total i miałem okazję wystąpić tam aż trzy razy.

Dojczland.info: Czy to właśnie ten występ zadecydował o pańskim sukcesie?

Marek Fis: Ten występ wywołał ogromne echo. Był to mój pierwszy występ, ktory obejrzało milion ludzi. Odtąd zaczęło sie dla mnie nowe życie. Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę – kabaret.

Dojczland.info: Czy kiedykolwiek robiono panu sugestie odnośnie pańskiego programu lub zabraniano poruszać pewnych kwestii?

Marek Fis: Ja nie robię Wellness Comedy, tylko walę prosto z mostu. Jeśli się to komuś nie podoba, to jest to jego dobrym prawem. Nie dam sobie nigdy zabronić mówić co myślę. Nikt nie jest w stanie do tego doprowadzić. Nie boję się krytyki i nikogo. Mówię to co myślę i tak pozostanie. To nie znaczy, że moja opinia jest jedyną prawdą, ale wyrażam swoje poglądy na życie. Każdy musi mieć do tego prawo. Krytyka jest ważna, obrażanie jest argumentem ludzi bez argumentów.

Dojczland.info: Jakie uczucia towarzyszą panu podczas występów?

Marek Fis: Kocham to co robię i nie wyobrażam sobie czegoś innego. Trafiłem z zawodem w 10. Mam koncentrację i napięcie jak u piłkarza przed ważnym meczem. To jednak 90 minut pracy głową plus spontaniczne akcje. Po tym czuje się jak po maratonie. Szczęśliwy, ale też zmęczony. Dlatego trzeba odpoczać. Codziennie inny hotel, miasto, ciągle w trasie. To takie życie nomada. Wiele osób nie widzi co za tym wszystkim stoi i z czego trzeba zrezygnować.

Dojczland.info: Czy kiedykolwiek spotkał się pan z negatywnymi reakcjami publiczności lub osób postronnych?

Marek Fis: Ja smieje sie z wszystkich. Polakow, Niemcow, Islamistow, politykow, celebrytow no i oczYwiscie z siebie. Wiadomo ze to nosi ze soba krytyke. Mam swoje poglady i Jak mnie cos wkurza to otwarcie o tym mowie. Ta political correctness mnie denerwuje. Nie zapomnijmy tez ze jestem komikiem i to jest moje zadanie.

Dojczland.info: W Polsce jest pan mniej znany, niż w Niemczech. Z czego to wynika?

Marek Fis: Występowałem w wiadomosciach TVP, byłem gościem w Dzień Dobry TVN oraz na kilku emisjach w TVP Info, no i na ustach gazet kiedy robiłem skecze w TV. Moja postać została jednak niejako stworzona po niemiecku i opiera się na moich doświadczeniach zdobytych w Niemczech. Nie występuję po polsku i dlatego w Polsce by to nie zadziałało.

Dojczland.info: Czy śledzi pan skoki narciarskie i ostatnie wyczyny naszych skoczków?

Marek Fis: Oczywiście śledzę skoki, ale nie jestem mega fanem. Mój sport to piłka nożna. Byłem na Euro w Francji i dopingowałem naszą kadre. Panowała tam niesamowita atmosfera wśród polskich fanów. Żadnych rozrób, tylko mega wsparcie. Jak tylko o tym myślę, to dostaję gęsiej skórki. Jeśli mam czas, to jeżdżę na każdy mecz Biało-Czerwonych. Ale zawsze płacę. Może Zbigniew Boniek coś załatwi?!

Pytania fanów zadane na naszym Fanpage’u:

Mateusz: Jak długo pan pił i czy udało się panu przestać?

Marek Fis: Piłem od 18. roku życia, ale nie codziennie, tylko przy okazjach takich jak urodziny, śluby, podczas urlopu. Nigdy nie przekraczałem granicy. Piwo mi smakowało. Dopiero w 2013/14 roku, kiedy moje małżeństwo było w kryzysie i miałem prywatne i służbowe niepowodzenia oraz popełniłem kilka błędów, wtedy zacząłem nadużywać alkoholu. Jak byłem pijany na scenie w Ravensburg i organizator musiał mnie ściągnąć ze sceny, dotarło do mnie, że albo zapiję się na śmierć i stracę wszystko, lub powiem stop i poddam się leczeniu, żeby uratować życie i być wzorem dla syna, którego kocham ponad wszystko.

Łukasz: Czy bywa pan smutny?

Marek Fis: Oczywiście. Nie jestem robotem. Tak jak każdy bywam smutny, szcześliwy, zadowolony, zły lub załamany. Problem w tym, że ja jako komik zawsze muszę być wesoły. Ale to jest bajka i nie ma nic wspólnego z życiem.

Łukasz: Jak żyć panie Marku?

Marek Fis: Życie jest cieżkie, ale piękne. Każdy dzień jest prezentem. Mamy rodzinę, przyjaciół dla których warto żyć. Nie wolno się poddawać. Można upaść, ale trzeba wstać. Miłość jest tak ważna i piękna.

Grzegorz: Czy zna pan Steffena Möllera?

Marek Fis: Niestety nie osobiście. Kilka razy o mnie się wypowiadał, raz dosyć niesmacznie. Ja go bardzo lubiłem i szanowałem. Zrobił naprawdę kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o stosunki polsko-niemieckie. Chętnie bym się z nim spotkał w pociągu Berlin – Warszawa i porozmawiał. On jest raczej Beatles, a ja Metallica, ale każdy ma inny gust.

Gdzie można spotkać Marka Fisa?

Marek Fis wznowił występy i można go spotkać podczas tournee po Niemczech! Na stronie jego stronie internetowej znajdziecie informacje na temat terminów występów oraz możecie zakupić bilety na jego show: https://www.marek-fis.de.

Czy w Niemczech można oddać towar zakupiony w sklepie?

Jak informuje Michele Scherer z centrali konsumenckiej (Verbraucherzentrale) w Poczdamie, nie istnieje przepis zezwalający na wymianę towaru zakupionego w handlu stacjonarnym. Mimo to, sprzedawcy często z grzeczności wymieniają rzeczy przyniesione do sklepu. W tym wypadku mają oni jednak prawo do ustalenia reguł ewentualnej wymiany, jak na przykład konieczność przedłożenia rachunku za zakupiony towar, albo zwrot pieniędzy w postaci talonu na zakupy w sklepie.

A co jeśli zakupiony towar jest wadliwy? 

Inaczej ma się to, jeśli towar jest wadliwy. W tej sytuacji zastosowanie znajduje bowiem prawo gwarancyjne. Zgodnie z nim sprzedawca odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie towaru do dwóch lat od daty zakupu. W przypadku wad kupujący muszą się zatem zwrócić do sprzedawcy. Należy jednak mieć na uwadze, iż kupujący musi udowodnić, że wada była już dana podczas przekazania towaru.

Tylko w pierwszych sześciu miesiącach od zakupu ciężar dowodu spoczywa na sprzedawcy. W tym okresie to on musi dowieść, że towar nie był wadliwy w momencie jego przekazania.

Czy te same reguły obowiązują podczas zakupów w internecie?

W przypadku zakupów przez internet reguły są inne: tutaj obowiązuje bowiem 14-dniowe prawo do zwrotu towaru. Okres ten zaczyna się wraz z otrzymaniem przez kupującego towaru. Sprzedawca internetowy musi oprócz tego poinformować o tym prawie na swojej stronie. W przeciwnym razie prawo do zwrotu towaru wydłuża się aż do roku i 14 dni (liczone od otrzymania towaru przez kupującego).

Również w internecie obowiązuje kilka wyjątków: prawo do zwrotu towaru nie jest dane od ręki dla płyt CD lub DVD, które zostały już rozpakowane. Z obowiązywania tej reguły zostały wyjęte również produkty psujące się (np. medykamenty albo żywność), a także rzeczy sprzedawane przez osoby prywatne. Dotyczy to również bardzo często zamówień indywidualnych.

Sugerujesz się internetowymi opiniami o lekarzach? Dowiedz się dlaczego nie warto tego robić!

Zgodnie z aktualnymi badaniami ARD, jednego z największych publicznych nadawców radiowo telewizyjnych w Europie, prawie 85% niemieckiego społeczeństwa korzysta z internetu. Internet to znak naszych czasów, a jego obecność jest wielkim dobrodziejstwem i ułatwieniem w życiu codziennym. Swego czasu pisaliśmy o przydatnych funkcjach Google, a to przecież tylko niewielka część internetu! Korzyści wynikające z istnienia internetu leżą jak na dłoni. Niestety, jak to w życiu bywa, internet ma również drugą, mniej pozytywną stronę. Jest on bowiem miejscem wielu przestępstw (niektóre już opisywaliśmy: Szantaż internetowy w Niemczech ma miejsce coraz częściej, Kupując w tych niemieckich sklepach internetowych nigdy więcej nie zobaczysz Twoich pieniędzy, ani towaru!). Zaczynając na sprzedawcach, którzy po zainkasowaniu pieniędzy za towar znikają bez śladu (włącznie z towarem), na kradzieżach danych i pornografii dziecięcej kończąc.

Dzisiaj chciałbym się skupić na kolejnym z negatywnych aspektów internetu, mianowicie nieprawdziwych opiniach, które nagminnie pojawiają się w sieci.

Lekarze zatrudniają firmy, które piszą dla nich opinie

Swego czasu miałem okazję pracować w niemieckiej agencji reklamowej, w której byłem odpowiedzialny za marketing internetowy. Naszymi klientami byli między innymi znani lekarze, a także renomowane kliniki piękności. Jednym z punktów współpracy było dodawanie pozytywnych opinii na portalach takich jak jameda.de, czy docinsider.de. Samo dodawanie opinii przez agencje reklamowe nie dyskredytowałoby do końca tego typu portali. W końcu każdy ma możliwość założenia konta i dodania własnej opinii. Problem leży gdzieś indziej. Mianowicie pewnego razu jedna z klinik, która korzystała z naszych usług, otrzymała negatywną opinię na jednym z wymienionych portali. Zostaliśmy więc poproszeni o jej usunięcie. W tej sytuacji skontaktowaliśmy się z portalem i wyjaśniliśmy o co chodzi. Nasza prośba o usunięcie negatywnej opinii została wysłuchana i ta zniknęła ze strony (!).

Zastanawiacie się po co to piszę? Moje przesłanie jest bardzo proste: nie polegajcie wyłącznie na opiniach, które znajdziecie w internecie. Pewnego razu wybrałem się do dentysty w Kolonii, który miał bardzo pozytywne opinie na jameda.de. Fakt, swoją pracę wykonał dobrze, ale za zęba zapłaciłem kilka razy więcej, niż u mojego obecnego dentysty, który do niedawna nie miał żadnych opinii w internecie, a z którego pracy jestem zadowolony o wiele bardziej. Wiadomo, że wiele z tych opini jest prawdziwa, ale nie brakuje niestety i tych „sztucznych”. Sam przykładowo dodaje prywatnie opinie o lekarzach, z których jestem zadowolony, a także o tych, do których więcej nie pójdę. Warto umówić wizytę i przekonać się samemu, jak to wygląda w rzeczywistości oraz w razie wątpliwości zasięgnąć opinii innego fachowca.

Czy w Niemczech istnieje prawo do jazdy pociągiem w 1. klasie z powodu braku miejsc w klasie 2.?

Nierzadko się zdarza, że 2 klasa w pociągu jest mocno przepełniona, podczas gdy 1 klasa jest w porównaniu do niej pusta. Czy w takiej sytuacji pasażer może usiąść w 1. klasie mimo, że dysponuje biletem upoważniającym do jazdy w klasie 2?

Czy w Niemczech jest możliwe przejście do 1 klasy w przypadku przepełnionego pociągu?

Zasadniczo nie jest dozwolone, aby pasażer ze względu na brak miejsc w klasie 2. przesiadł się do klasy 1. Jest to uregulowane w paragrafie 13, ustęp 1, wers 2 Regulaminu Transportu Kolejowego (§ 13 Abs. 1 Satz 2 der Eisenbahnverkehrsordnung).

  • §13 Umiejscowienie podróżnych

(1) Podróżujący ma prawo do miejsca w klasie, do którego upoważnia go bilet. Nie ma prawa do zajęcia miejsca w klasie 1., jeśli w klasie 2. brakuje miejsc.

Jednak regulamin przewiduje wyjątki. Personel pociągu jest upoważniony do wskazywania podróżnym miejsc. Na żądanie podróżnych personel jest zobowiązany, aby zadbać o ich miejsca.

(2) Osoba podróżująca nie ma prawa do odszkodowania, jeśli nie może znaleźć miejsca siedzącego i nie zostanie jej wskazane inne miejsce.

Zgodnie z paragrafem 13, ustęp 1, wers 2 Regulaminu Transportu Kolejowego (§ 13 Abs. 1 Satz 2 der Eisenbahnverkehrsordnung) nie istnieje prawo do zajęcia miejsca w klasie 1., jeśli w klasie 2. brakuje miejsc. Od tej reguły istnieją jednak odstępstwa. Personel pociągu jest upoważniony, aby udostępnić miejsca w klasie 1. Ma nawet taki obowiązek, jeśli z powodu przepełnienia klasy 2. bezpieczeństwo podróżnych jest zagrożone. W związku z tym, w wyjątkowych sytuacjach może znaleźć zastosowanie wyżej opisane rozwiązanie.

Niemiecki najbrzydszym językiem świata? Posłuchajcie i oceńcie sami!

1

Wiele osób słysząc język niemiecki nie ma z nim dobrych skojarzeń. Część z nich spowodowana jest niechlubną historią tego kraju i skojarzeniami z agresją Niemiec na Polskę oraz wywołaniem drugiej wojny światowej. Innych zniechęca po prostu jego brzmienie. Poniższe wideo pokazuje jak język niemiecki wypada na tle innych języków. W tym zestawieniu język niemiecki zdaje się wypadać najgorzej. A jakie jest Wasze zdanie na temat języka niemieckiego? Podzielacie naszą tezę, iż język niemiecki jest najbrzydszym językiem świata?

Wszystkich uważających inaczej zapraszamy do nauki niemieckiego z naszymi rozmówkami:

Rozmówki polsko-niemieckie

Separacja w Niemczech – kiedy łożenie na utrzymanie partnera/-ki jest uzasadnione?

Mimo rozstania, małżonkowie nadal są za siebie odpowiedzialni – także w kwestiach finansowych. Nadal są małżeństwem. To oznacza, że prawo do alimentów ma ta osoba, która nie jest w stanie się sama utrzymać. To dotyczy jednak tylko takiej sytuacji, kiedy partner zarabia wystarczająco dużo pieniędzy, żeby móc w ogóle takie alimenty płacić. Jeśli ktoś nie zarabia wcale lub bardzo mało, ma wtedy prawo do tzw. Trennungsunterhalt – alimentów z tytułu separacji (§ 1361 BGB). Trzeba o to jednak wnioskować pisemnie: automatycznie nie dostaniecie żadnych pieniędzy od jeszcze małżonka.

Warunek pierwszy: osobne życie

Warunkiem otrzymania świadczeń alimentacyjnych jest fakt, że małżonkowie żyją oddzielnie. Dzieje się tak w przypadku, jeśli Wy lub Wasz partner wyprowadziliście się ze wspólnego mieszkania. Możecie też mieszkać w dalszym ciągu razem w jednym mieszkaniu. Nie możecie tylko prowadzić wspólnie gospodarstwa domowego. Wspólne zakupy, wspólne posiłki – to wszystko, co wcześniej najprawdopodobniej robiliście razem, w przypadku faktycznego rozstania odpada. W związku z tym, że z rozstaniem związane są bezpośrednie jego skutki, ważne jest, abyście ustalili konkretną datę, o ile nie jesteście co do tego zgodni. Możecie to zrobić za pomocą listu pożegnalnego z tytułu rozstania, w którym informujecie partnera, że małżeństwo uważacie za zakończone i od teraz będziecie prowadzić oddzielne gospodarstwa domowe i oddzielne konta. Taki list powinniście wysłać za potwierdzeniem odbioru, jeśli mieszkacie oddzielnie. Jeśli mieszkacie razem, powinniście wszystko ustalić pisemnie.

Warunek drugi: potrzeby

Drugim koniecznym warunkiem jest potrzeba małżonka, który wnosi o alimenty. Nie ma tutaj żadnych sztywnych ustaleń jak w przypadku alimentów na dziecko – tak możemy wywnioskować z Düsseldorfer Tabelle – są to wytyczne Najwyższego Sądu Wojewódzkiego w Düsseldorfie. Wyznacznikiem są dochody, jakie małżonkowie otrzymywali podczas małżeństwa. Osoba uprawniona do alimentów powinna podczas rozstania utrzymać podobny standard życia, jak podczas małżeństwa. Jednak z reguły jest to niemożliwe, ponieważ zazwyczaj dochodzi jeszcze drugi czynsz.

O ile przed rozstaniem nie pracowaliście, to w pierwszym roku rozstania nadal nie musicie podejmować pracy (BGH, oświadczenie z dnia 29 listopada 2000, Az. XII ZR 212/98). Jednak musicie zacząć znowu pracować, wtedy, kiedy będzie tego można od Was wymagać (§ 1361 ustęp 2 BGB). Zasadnicza kwestią jest to, czy macie dzieci i jak organizujecie opiekę nad nimi.

Zdolność do łożenia na utrzymanie

Osobą zdolną do łożenia na utrzymanie jest osoba, która płacąc alimenty, nie obniża swojego poziomu życia. Płacącemu musi zostać zawsze jakaś kwota na jego własne potrzeby. Ta kwota to wg. Najwyższego Sądu Wojewódzkiego w Düsseldorfie 1.200 Euro. Jeśli w takim razie płatnik świadczeń alimentacyjnych zarabia bardzo mało albo otrzymuje tylko zasiłek dla bezrobotnych I lub II, z reguły nie musi łożyć na utrzymanie.

Tyle świadczeń alimentacyjnych przysługuje Wam w Niemczech

Ponieważ obydwoje małżonków ma taki sam wpływ na standard życia, to każdemu z nich przysługuje teoretycznie połowa wspólnych przychodów jakie mają do dyspozycji. Jednak ten, kto pracuje, otrzymuje bonus w wysokości 1/7. Prawo do świadczeń alimentacyjnych opiewa w takim razie na kwotę w wysokości 3/7 skorygowanych przychodów netto partnera, o ile odbiorca świadczeń nie posiada własnych dochodów (Düsseldorfer Tabelle, Strona 2, B). Na przykład: jeśli Wasz małżonek dysponuje skorygowanymi przychodami netto w wysokości 3.200 Euro, to Wy macie prawo do alimentów w wysokości 1.371 Euro.

Jeśli sami jesteście czynni zawodowo, wtedy alimenty wynoszą 3/7 różnicy pomiędzy Waszymi  skorygowanymi dochodami netto. Wasza praca prowadzi więc do tego, że macie prawo do mniejszego świadczenia alimentacyjnego.

Przykład: jeśli Wasz małżonek ma skorygowane dochody netto w wysokości 3.200 Euro, a Wy zarabiacie 1.000 Euro i nie macie dzieci, wtedy różnica wynosi 2.200 Euro. Otrzymacie alimenty w wysokości 3/7 tej kwoty, a więc 943 Euro.

Zgodnie z południowoniemieckimi wytycznymi odnośnie alimentów, świadczenia te są trochę wyższe. Ten, kto pracuje, musi zapłacić 45% skorygowanych dochodów netto byłemu partnerowi. Poza tym alimenty wylicza się zgodnie z powyżej wymienionymi przykładami.

Obliczanie skorygowanych dochodów netto

Nie istnieje żadna odgórna regulacja, jak obliczyć skorygowane dochody netto. Sądy rodzinne kierują się raczej regułami, które zostały im przekazane do ujednolicenia przez odpowiednie sądy miejscowe.

Skorygowane dochody netto nie odpowiadają podatkowym dochodom netto, tylko są z reguły mniejsze.

Aby wyliczyć wysokość alimentów, bierze się pod uwagę zarobki przed rozstaniem. Uwzględnia się wszystkie formy dochodu: z własnej pracy czy działalności, specjalne premie takie jak Weihnachtsgeld czy Urlaubsgeld, dochody związane z wynajmem bądź dzierżawą, dochody związane z lokowaniem kapitału czy zwroty podatkowe. Z tych wszystkich dochodów w roku przed rozstaniem oblicza się średni miesięczny dochód. Przy osobach mających własną działalność gospodarczą przyjmuje się inaczej, niż przy osobach zatrudnionych okres czasu wynoszący 3 lata, żeby uwzględnić ewentualne różnice w dochodach. Co ważne, duże znaczenie odgrywają nie tylko dochody z przeszłości: trzeba uwzględnić także przewidywalne zmiany w dochodach płatnika alimentów. Dotyczy to przede wszystkim zmiany klasy podatkowej po upływnie roku kalendarzowego, w którym miało miejsce rozstanie. Przez to dochody netto mogą się znacznie zmniejszyć. Ale również prawdopodobne podwyżki dochodów są uwzględniane – nawet, jeśli jest o nich mowa dopiero po rozstaniu.

Aby dowiedzieć się, jaki jest tak naprawdę skorygowany dochód netto, wg. którego obliczane są alimenty, musicie odjąć od dochodu netto następujące pozycje:

  • wydatki związane z pracą – w zależności od odpowiedzialnego sądu, te wydatki można odliczyć tylko za potwierdzeniem lub ryczałtowo. W przypadku ryczałtu, można odjąć  tylko 5% dochodów i maksymalnie 150 Euro
  • koszty dojazdu do pracy – wprawdzie te koszty należą do wydatków związanych z pracą, ale ze względu na częstotliwość wykorzystania, są wymienione osobno. Jako koszty dojazdu do pracy można odliczyć 0,30 Euro za każdy przejechany kilometr – czyli dojazd do pracy i z powrotem
  • koszty związane z odkładaniem na emeryturę – pracownicy mogą odliczyć 4% rocznego dochodu brutto, jeśli mogą udowodnić wykorzystanie tych środków na przyszłą emeryturę
  • koszty związane z ubezpieczeniem zdrowotnym – urzędnicy i osoby prowadzące działalność gospodarczą mogę też odliczyć wydatki związane z prywatnym ubezpieczeniem
  • alimenty na dzieci – świadczenia alimentacyjne na dzieci są do zapłaty w pierwszej kolejności  i zgodnie z wytycznymi Najwyższego Sądu Wojewódzkiego w Düsseldorfie można je odliczyć
  • dodatek mieszkaniowy – jeśli Wasz partner wyprowadzi się z domu lub z mieszkania a Wy zostaniecie tam np. z dziećmi, Wasz małżonek może zażądać  rekompensaty albo doliczyć to sobie do przysługujących mu alimentów (§ 1361 b BGB).

Alimenty otrzymacie dopiero po wystosowaniu wniosku w tej sprawie do partnera. Musicie pisemnie zażądać konkretnej kwoty. Jeśli nie jesteście w stanie podać konkretnej kwoty, ponieważ nie wiecie jaką dokładnie kwotą dysponuje Wasz partner, musicie najpierw zażądać od niego informacji na ten temat.

Najlepiej, jakbyście to skonsultowali z prawnikiem specjalizującym się w prawie rodzinnym. W ten sposób się zabezpieczycie i nie będziecie musieli zrezygnować z niczego, co Wam przysługuje. Jak znaleźć dobrego prawnika i z jakimi kosztami musicie się liczyć.

Ważne

Nowe klasy podatkowe

Jeśli małżonkowie się rozstają podczas trwania roku kalendarzowego, wybrane klasy podatkowe pozostają niezmienione do końca roku. Od 1 stycznia kolejnego roku obydwoje (byli) małżonkowie są traktowani tak, jak gdyby byli singlami, czyli otrzymują klasę podatkowa I. Jeśli w związku były dzieci, wtedy ta osoba, która sprawuje nad nimi opiekę, przechodzi do klasy podatkowej II. Za ten rok, w którym para się rozstaje, podatek dochodowy zostaje naliczony zgodnie z ustaloną stawką wspólnego opodatkowania małżonków.

Tak długo otrzymujecie alimenty

Zasadniczo alimenty przysługują tak długo, dopóki małżeństwo się nie rozwiedzie. Ile czasu trwa separacja, nie jest istotne. Nawet jeśli małżeństwo jest w separacji już od dłuższego czasu, to mimo wszystko należy łożyć na utrzymanie byłego partnera.

W następujących przypadkach obowiązek alimentacyjny może zostać zakończony wcześniej:

  • Małżonek w tzw. międzyczasie sam zarabia wystarczająco dużo, żeby móc się utrzymać
  • Małżonek uprawniony do otrzymywania świadczeń mógłby pracować i przez swoją działalność zarabiać tak samo dużo jak małżonek, który zobowiązany jest do płacenia alimentów
  • Małżonek otrzymujący świadczenia alimentacyjne żyje od dłuższego czasu z nowym partnerem
  • W wyjątkowych okolicznościach małżonek może utracić prawo do otrzymywania alimentów (§ 1361 ustęp. 3 BGB i.V.m. § 1579 Nr. 2 – Nr. 7 BGB). Tak się może zdarzyć, jeśli uprawniony podmiot dopuści się poważnego przestępstwa względem drugiej osoby.

Po rozwodzie należy na nowo wnioskować o pieniądze na utrzymanie

Nawet jeśli biorąc rozwód odpadają świadczenia alimentacyjne, nie oznacza to, że kończy się obowiązek łożenia na utrzymanie byłego partnera. W większości przypadków jedna osoba kontynuuje wypłacanie tej drugiej świadczeń, a mianowicie jest to tzw. poślubne wsparcie współmałżonka.

Wskazówka

Odpisanie alimentów od podatku

Świadczenia alimentacyjne na Waszego byłego partnera możecie odpisać od podatku jako wydatki specjalne. W sumie może to być 13.805 Euro.

Jeśli po rozwodzie warunki dochodowe się nie zmieniły, wtedy świadczenia alimentacyjne w trakcie separacji i poślubne wsparcie małżonka są z reguły podobnej wysokości. Jest jedno „ale”: kto po rozwodzie także chce otrzymywać wsparcie finansowe, musi zażądać ponownego płacenia alimentów od swojego byłego partnera. Decyzja w tej sprawie, która miała miejsce przed rozwodem dotyczyła tylko świadczeń związanych z separacją i po rozwodzie nie jest aktualna.

Podobnie wygląda sytuacja, jeśli sąd zobowiązał jednego z małżonków do płacenia świadczeń alimentacyjnych. To orzeczenie obowiązuje tylko do rozwodu. Jeśli po rozwodzie nie płaci alimentów, musi je wznowić dopiero po zażądaniu tego od swojego byłego partnera.

Przykład: sąd orzekł w sprawie pewnego męża 1 marca, że musi  łożyć na utrzymanie żony. 30 czerwca para się rozwodzi. Potem mężczyzna nie płaci alimentów. We wrześniu była żona żąda alimentów wstecz – za miesiące lipiec i sierpień. Nie ma do tego prawa. Orzeczenie dotyczyło tylko świadczeń alimentacyjnych w trakcie separacji i nie działa po rozwodzie. Dlatego mąż jest zobowiązany do wznowienia świadczeń dopiero we wrześniu po zażądaniu tego od byłej żony. Ta z kolei powinna była zażądać świadczeń bezpośrednio po rozwodzie.

Jak obliczyć wysokość alimentów w Niemczech?

Przykład obliczeniowy 1

Mąż dysponuje miesięcznymi dochodami netto w wysokości 2.000 Euro, żona nie ma dochodów, mają kredyt z ratami miesięcznymi w wysokości 250 Euro. Aby ustalić wysokość świadczeń alimentacyjnych należy policzyć to w następujący sposób:

Miesięczne przychody netto:  2.000 Euro

Odjąć  5% na wydatki związane z pracą, czyli 100 Euro

Otrzymujemy 1.900 Euro

Odjąć ratę kredytu czyli 250 Euro

Zostaje nam kwota netto w wysokości 1.650 Euro.

Z tej kwoty żonie przysługuje 3/7 a więc 707 Euro

Jednak tej kwoty żona nie otrzyma w całości, ponieważ odejmując 707 Euro od 1.650 Euro zostaje mniej niż 1.200 Euro a jest to limit, którego nie można przekroczyć (1200 Euro musi zostać na własne potrzeby męża). W tym wypadku żona otrzymałaby tylko 450 Euro.

Gdyby w związku były dzieci, którym należy się opieka, najpierw od świadczeń alimentacyjnych związanych z separacją odjęte zostaną  zgodnie z wytycznymi Najwyższego Sądu Wojewódzkiego w Düsseldorfie alimenty na dziecko/dzieci i mogłoby się zdarzyć, że żona nie otrzyma nic.

Przykład obliczeniowy 2

Mąż dysponuje zarobkami netto w wysokości 2.000 Euro miesięcznie, żona 650 Euro. Wysokość alimentów obliczamy następująco:

Miesięczne wpływy netto 2.000

Odjąć  5% na wydatki związane z pracą, czyli 100 Euro

Otrzymujemy 1.900 Euro

Odjąć ratę kredytu czyli 150 Euro

Zostaje nam kwota netto w wysokości 1.750 Euro

Miesięczne wpływy netto 650 Euro

Odjąć  5% na wydatki związane z pracą, czyli 32,50 Euro

Otrzymujemy 617,50 Euro

Teraz należy policzyć różnicę pomiędzy tymi dochodami i wyjdzie nam wynik 1.132,50 Euro (1.750 Euro- 617,50 Euro). Od tej kwoty żonie przysługuje 3/7 czyli 485,36 Euro.

Po odjęciu tych alimentów od wpływów męża, zostaje mu więcej niż 1.200 Euro miesięcznie tak więc jego własne potrzeby są zabezpieczone.