W niektórych krajach służbowe relacje zawsze powinny pozostawać na oficjalnej stopie, a w niektórych przyjęło się, że szefa traktuje się niemal jak kolegę. Oczywiście wszystko zależy też od osobistych relacji i podejścia kadry pracowniczej i zarządzającej do tego tematu. Jak jednak wygląda sytuacja w tej kwestii w Niemczech? Jak daleko można się posunąć w codziennych żartach i swobodzie wypowiedzi – a kiedy przekraczane są granice dobrego smaku?
Kontekst wypowiedzi
Przede wszystkim istotne jest to w jakich okolicznościach – zawodowych czy prywatnych – żartuje się ze swojego pracodawcy. „Wypowiedź prywatna – nawet jeśli ma szyderczy lub uwłaczający wydźwięk – pozostaje w sferze prywatnej i nie uprawnia pracodawcy do wypowiedzenia umowy o pracę, jeśli się o tym dowie” – mówi specjalista, profesor ds. niemieckiego i międzynarodowego prawa pracy i gospodarki, Daniel Benkert.
Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jeśli kpiny i szyderstwa z pracodawcy mają miejsce w przestrzeni publicznej, na przykład w postach publikowanych w portalach społecznościowych takich jak Facebook. Kluczowe znaczenie ma również fakt, jak takie zachowanie wpłynie na firmę i czy może ono zaszkodzić reputacji pracodawcy. Warto jednak zaznaczyć, że dopisek „prywatne” w publikowanych treściach, które mogą źle wpłynąć na pracodawcę nie chroni przed możliwymi konsekwencjami ze strony prawa pracy. „Jest to z pewnością zachowanie, którego pracodawca nie musi zaakceptować” – podkreśla Benkert.
Przekraczanie granic dobrego smaku
Jednak wszystko ma swoje granice i nie na wszystkie żarty należy sobie pozwalać, co pokazuje przykład pracownika niemieckiej kolei. 38-latek na swoim profilu na Facebooku, gdzie dostępne były również jego zdjęcia w mundurze, przed pociągiem Deutsche Bahn Regio AG, zamieścił zdjęcie obozu zagłady Auschwitz i podpisał „Polska jest gotowa na przyjęcie uchodźców”. Firma uznała, że takie zachowanie jest niedopuszczalne i zwolniła pracownika.
Według mężczyzny post miał być krytyką polskiego rządu, a zdjęcie miało pochodzić z polskiego magazynu satyrycznego. Prawnik kolei nie był przekonany co do słuszności podniesionego argumentu. Ze względu na wykonywany zawód zwolnionego pracownika mogłoby powstać połączenie niemieckich kolei z deportacją do obozów zagłady – co z pewnością zaszkodziłoby reputacji firmy.
„Kluczową kwestią w tej sytuacji był fakt, że dla osób postronnych było jasne w jakiej firmie pracuje mężczyzna – więc niejako ją reprezentował. W rezultacie pracodawca zasadnie założył, że reputacja firmy może zostać naruszona przez post udostępniony przez pracownika” – mówi prawnik ds. prawa pracy Daniel Benkert. Mimo to sąd pracy w Heidelbergu uznał, że zwolnienie mężczyzny jest bezzasadne, a tym samym – nieskuteczne. Przez 14 lat pracował on jako maszynista w firmie i nigdy nie przysporzył pracodawcy problemów. Opublikowany przez niego post – zdaniem sędziów – nie uzasadnia jego zwolnienia (wyrok z 19 lutego 2016 r., Az. 6 Ca 190/15).
Ton relacji w firmie
Każda sytuacja jest zawsze rozwiązywana indywidualnie i zależy od tonu rozmów, stosunków i zależności między pracownikami, a także stażu pracy. Zazwyczaj, jeśli chodzi o pracownika z długim stażem pracy – pracodawca musi akceptować więcej zachowań – zwłaszcza jeśli wcześniej nie było żadnych problemów i zaburzeń w relacjach z pracownikiem.
Okoliczności wypowiedzi również są istotne – podczas grilla z przyjaciółmi lub w trakcie innego spotkania ze znajomymi można żartować z pracodawcy i zachowywać się w dowolny sposób – nie ma to wpływu na zatrudnienie. Dotyczy to nawet sytuacji, kiedy pracownik wśród swoich kolegów wyładowuje złość. Można założyć, że treść takiej rozmowy nie będzie przekazywana dalej. „Nawet jeśli któryś z kolegów przekaże te informacje dalej – do wiadomości publicznej lub do szefa – to naruszył on dane mu zaufanie i – z prawnego punktu widzenia – nie powinno to obciążyć pracownika. Nawet jeśli treść rozmowy byłaby problematyczna dla firmy” – mówi Benkert.
Wolność wypowiedzi
Warto jednak podkreślić, że każdego pracownika obowiązuje wolność wypowiedzi zapisana w art. 5 Ustawy Zasadniczej, która odnosi się do każdego człowieka. Ma ona oczywiście zastosowanie również w sytuacjach służbowych. Również w pracy obowiązuje wolność wypowiedzi, a tym samym można pozwolić sobie na konstruktywną krytykę. Należy jednak znać umiar i granice.
Zdaniem Benkerta takich spraw pojawia się w sądach coraz więcej. Kilka lat temu w mediach głośno było o sytuacji, kiedy pracownik supermarketu zwrócił się do swojego kierownika słowami „Tak mój przywódco” (niem. „Jawohl, mein Führer”), za co został zwolniony (wyrok z 20 stycznia 2011 r., Az. 11 Sa 353/10). Okręgowy Sąd Pracy w Moguncji orzekł, że zwolnienie było bezpodstawne, a nieodpowiednie zachowanie pracownika było nieproporcjonalne do szkód jakie w związku z tym poniósł (zwolnienie z pracy). „Takie orzeczenia stanowią w pewnym sensie zabezpieczenie dla pracowników, którym zdarza się w emocjach powiedzieć słowa, których nie powinni byli mówić głośno” – podkreślił Benkert.