Niemiecka wersja polskiego „k… mać”?
Polacy są dumni ze swojego „k… mać” i szerokiego wachlarza zastosowań, które oferuje. Umożliwia wyrażenie niemal wszystkich emocji, od wściekłości, przez zdziwienie aż do zachwytu. Przy tym często nam się wydaje, iż jest to fenomen na skalę światową, na który jedyną odpowiedzią w języku niemieckim jest zwykłe „Scheiße”. Nic bardziej mylnego – w języku niemieckim od ponad 500 lat istnieje fraza, której znaczenie i wydźwięk zdecydowanie bardziej przypomina najbardziej popularne słowo w języku polskim.
Tak długą historię ma niemieckie „Leck mich am Arsch” czyli w dosłownym tłumaczeniu „poliż mnie w d..ę”. W krajach słowiańskich tylnej dolnej części ciała nie zwykło się jednak lizać, lecz całować, więc frazę tę tłumaczy się zwykle jako „pocałuj mnie w d..ę”. Kto jednak myśli, że znaczenie „leck mich…” ogranicza się do jego polskiego tłumaczenia, jest w błędzie.
Oto skąd się wzięło wyrażenie „Leck mich…”!
Pierwsze udokumentowane użycie tego wyrażenia datuje się na rok 1516 – dokładnie ten sam, w którym opracowano Bawarskie Prawo Czystości w warzeniu piwa. Frankoński rycerz Gottfried von Berlichingen odezwał się tymi słowy u stóp zamku Krautheim w Badenii-Wirtembergii – adresatem był urzędnik Marx Stumpf von Schweisberg. W tamtych czasach ogólny ton wzajemnego traktowania był raczej szorstki, a kilka lat później w Niemczech wybuchła wojna chłopska.
Od tego czasu, przez stulecia, „Leck mich…” w różnych formach przedostało się nie tylko do codziennego użytku, ale również do literatury. Wydarzenie z 1516 roku w jednym ze swoich dzieł przedstawił Johann Wolfgang von Goethe, a Wolfgang Amadeusz Mozart jeden ze swoich kanonów nazwał „Leck mich im Arsch” – dzieło zostało opublikowane dopiero po śmierci Mozarta przez wdowę po kompozytorze.
W Wirtembergii w południowo-zachodnich Niemczech „Leck mich…” jest znane jako „Schwäbischer Gruß“, czyli „Szwabskie pozdrowienie”. Dawniej wierzono, że pokazanie obnażonych pośladków diabłom, wiedźmom, czy wrogom, unieszkodliwia ich.
Ewolucja wyrażenia „Leck mich…”
Historyczne przykłady odnoszą się do klasycznego znaczenia, które znamy z polskiego „Możesz mnie w d… pocałować”. Łagodniej mówiąc, „Chyba sobie kpisz”, „Możesz mi naskoczyć”, „Odczep się” i inne podobne. Dzisiaj jednak, nawet jeśli usłyszymy to wyrażenie w naszym kierunku, nie musimy od razu przechodzić w tryb bojowy. Nie oznacza to automatycznie, że kierujący do nas te słowa chciałby zaznać od nas tej dość nietypowej przyjemności.
Zwłaszcza na południu Niemiec, z czasem „Leck mich…” przestało być odbierane jako obraźliwe. Mało tego, nie musi być nawet do nikogo adresowane, podobnie jak polskie „O k…” – może być zresztą używane właśnie w takim znaczeniu, wyrażając różnego rodzaju skrajne emocje. Niekiedy wyrażenie bywa rozwinięte do „Leck mich doch am Arsch”, gdzie doch służy wzmocnieniu wydźwięku, podobnie jak polskie „no” w „no k…!”. Wtedy jednak, nawet jeśli znajdujemy się w pobliżu osoby wypowiadajądej lub wykrzykującej te słowa, nie oznacza to, iż wysyła nas do diabła lub dosłownie każe gdzieś całować bądź lizać. Jeśli więc myśleliśmy, że Niemcy klną używając cały czas „Scheiße“, warto odnotować, że tak nie jest – „Leck mich…” jest używane z podobną częstotliwością.
Tę emocjonalną frazę używaną jako przekleństwo często skraca się do zwykłego „(Oh) leck!”, bez dokańczania, tak, aby ominąć wulgarną część wyrażenia. Podobnie wygląda to z „Du kannst mich mal”, a więc dosłownie „możesz mnie” – wiadomo co i wiadomo gdzie. Jeśli już chcemy złagodzić frazę nie skracając jej, możemy zmienić mało szlachetną część ciała na ramię („Leck mich am Arm”, brzmi bardzo podobnie do oryginału) lub rękaw („Leck mich am Ärmel”). Zwłaszcza w Bawarii, w formie żartu nierzadko można usłyszeć stylizowane na włoski „Lecko mio!”.
Na co trzeba uważać w Niemczech?
W gronie dobrych znajomych bądź przyjaciół, „Leck mich…” pod żadnym pozorem nie uchodzi za wyrażenie obraźliwe – jest to bardziej pieszczotliwy, nieszkodliwy docinek, za który w zaufanym gronie nikt się nie obraża. Musimy jednak uważać wśród ludzi, których nie znamy tak dobrze, i to nie tylko z samym „Leck mich…”.
Już samo niewinne „Ja ja” wypowiedziane w niefortunnym tonie może sugerować, że mamy kogoś w głębokim poważaniu. „Ja ja heißt Leck mich am Arsch!” – to cytat z jednej z niemieckich kreskówek z 1990 roku. I w tym wypadku, jeśli ignorowaliśmy kogoś już od dłuższego czasu, to „Ja ja” przestaje być już niegroźne.
O ile wśród kolegów, np. z drużyny piłkarskiej, „Leck mich…” jest czymś na porządku dziennym, użycie tego sformułowania w kierunku przełożonego bądź trenera może mieć przykre konsekwencje. W 2000 roku ówczesny piłkarz VfB Stuttgart Krasimir Bałykow został odsunięty od kadry na mecz w europejskich pucharach za użycie tejże frazy wobec trenera zespołu.
Zakres zastosowań wyrażenia „Leck mich…” w Niemczech
Stale rozszerzające się możliwości zastosowania „Leck mich…” już niejednokrotnie były przedmiotem badań oraz wywodów językoznawców, literatów oraz prawników. Jeden z południowoniemieckich pisarzy, znany pod pseudonimem Thaddäus Troll, zdefiniował w 1972 roku następujące cele, w których fraza ta może być użyta w społeczeństwie:
- Nawiązanie rozmowy
Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, zwłaszcza na południowym zachodzie kraju ludziom zdarza się „zagaić” w ten sposób – zresztą w Polsce niektóre rozmowy też zaczynają się od „k…”
- Uratowanie rozmowy znajdującej się w martwym punkcie
Kiedy zapadnie niezręczna cisza, rzucenie „Leck mich…” ma pozwolić rozładować atmosferę i wrócić we właściwy tok rozmowy
- Nadać rozmowie zupełnie innego obrotu
Z założenia ma być to grunt pod zmianę tematu, kiedy obecny staje się powoli niewygodny.
- Ostateczne przerwanie rozmowy
Kiedy już naprawdę nie mamy ochoty rozmawiać z daną osobą i/lub na dany temat, możemy przerwać ją w sposób ostry i zdecydowany. Nie interesują nas już żadne argumenty, dowody. Mamy już dość i wysyłamy rozmówcę do diabła bądź na nasze tylne peryferia. Widzieć go w każdym razie nie chcemy.
- Wyrażenie zdziwienia
Niezależnie od tego, czy zdziwienie jest pozytywne, czy negatywne, „Leck mich…” nadaje się do obu przypadków. Możemy np. wyrazić w ten sposób zachwyt nad czyimiś umiejętnościami – i nawet, jeśli powiemy komuś „Das machst Du aber super, leck mich am Arsch…”, nie znaczy to, że z powodu tychże umiejętności nasz rozmówca ma nas gdzieś polizać. Nikogo to też nie powinno obrazić. Dokładnie tak samo, jak polska „k…” użyta w podobnym kontekście.
- Wyrażenie radości z zobaczenia kogoś
Podobnie jak w punkcie 5 – jest to swego rodzaju wyrażenie pozytywnego zdziwienia. Analogicznie, nawet jeśli spotkamy znajomego, którego nie widzieliśmy od lat, nie obrazi się on, jeśli użyjemy tej frazy, aby wyrazić naszą radość z tego powodu.
- Odrzucenie bezczelnego żądania
Jeśli ktoś chce od nas zdecydowanie za dużo, możemy w ten sposób zaznaczyć, że nie ma co liczyć na to, że jego żądania zostaną spełnione. Typowe „pocałuj mnie w d…”
„Leck mich am Arsch” a zniesławienie
Zgodnie z niemieckim kodeksem karnym zniesławienie to niezgodny z prawem atak na godność innej osoby poprzez celowe wyrażenie pogardy. Aby mówić o zniesławieniu, konieczne jest celowe poniżenie danej osoby. Historia niemieckich procesów sądowych zna już przypadki wytoczenia procesu o użycie „Leck mich…”. Najnowszy z nich pochodzi z 2009 roku – sąd oddalił pozew, uznając, że „Leck mich…” nie jest zniesławieniem.
O godzinie 13:10 powódka zamówiła telefonicznie taksówkę pod swój dom na 13:30, aby dotrzeć na czas na dworzen – pociąg miał odjechać o godzinie 13:45. Taksówka przybyła z opóźnieniem, przez co powódka nie zdążyła na pociąg. Powódka zażądała od taksówkarza, aby ten zawiózł ją do miejscowości, do której miała jechać pociągiem, w cenie zwykłego przejazdu miejskiego. Kierowca odpowiedział, że musi uzgodnić to ze swoim szefem – pozwanym w sprawie. Podczas rozmowy telefonicznej z właścicielem firmy przewozowej, na żądania powódki pozwany odpowiedział „Leck mich am Arsch”.
Argumentując wyrok sąd wykorzystał przykłady wykorzystania tejże frazy podane przez Thaddäusa Trolla – konkretnie numer 4 oraz 7. Nie stwierdzono żadnych czynów karalnych – pozwany chciał zakończyć rozmowę i odrzucić żądanie, które uznał za nadużycie wobec niego i jego przedsiębiorstwa.
Jeśli więc szukaliśmy w języku niemieckim frazy, która wyraża więcej niż tysiąc słów, „leck mich…” bez wątpienia do takich należy. Poprzez stulecia wyewoluowała do obecnego zakresu zastosowań, który zdecydowanie wykracza poza dosłowne wezwanie odbiorcy do bardzo bliskiego kontaktu z naszymi pośladkami. Nie należy się jednak obrażać, słysząc te słowa w codziennym życiu – nie są one wypowiadane jedynie przez ludzi pod wpływem alkoholu chcących obrazić całe otoczenie, ani nawet przez osoby szczególnie agresywne. „Leck mich…” stało się nieodłącznym elementem niemieckiej kultury i takim pewnie pozostanie z pewnością przez następne stulecia.
Źródła:
https://www.drherzog.de/rechtnews/leck-mich-am-arsch-ist-keine-strafbare-beleidigung/