Sprawa o dyskryminację na niemieckich granicach ma trafić do sądu – nawet jeśli jeszcze nikt się nie poskarżył
W związku z przedłużonymi kontrolami granicznymi, które Niemcy wprowadziły z powodu kryzysu migracyjnego, część organizacji lewicowych próbuje na drodze sądowej podważyć legalność tych działań. Problem? Brakuje powodów, którzy rzeczywiście wnieśliby skargę. Dlatego organizacje rozpoczęły aktywne poszukiwania potencjalnych ofiar kontroli – z jednym wyraźnie określonym warunkiem: nie mogą być osobami białymi.
Ich zdaniem niemieckie służby graniczne dopuszczają się tzw. racial profiling, czyli wybierają do kontroli osoby o innym kolorze skóry, kierując się ich wyglądem etnicznym. Aby to udowodnić przed sądem, aktywiści chcą zebrać przykłady osób, które potencjalnie mogłyby paść ofiarą takich praktyk – nawet jeśli jeszcze nigdy nie zostały skontrolowane.
Akcja zainicjowana przez pracownika naukowego i trzy organizacje NGO
Z dokumentów, do których dotarł niemiecki dziennik BILD, wynika, że inicjatorem akcji jest Leon Züllig, pracownik naukowy Wydziału Prawa Uniwersytetu w Gießen. W przedsięwzięcie zaangażowane są również trzy organizacje pozarządowe:
- Gesellschaft für Freiheitsrechte (Stowarzyszenie na rzecz Wolności Obywatelskich),
- Initiative Schwarze Menschen in Deutschland (Inicjatywa Czarnych Ludzi w Niemczech),
- Equal Rights Beyond Borders (Równe Prawa Ponad Granicami).
Züllig, wykorzystując służbowy adres mailowy uczelni, wysłał 1 lipca wiadomość do wewnętrznego newslettera jednej z organizacji:
„Drogie sieci, inicjatywa mająca na celu organizację strategicznego postępowania przeciwko niezgodnym z prawem unijnym kontrolom na granicach wewnętrznych, poszukuje obecnie powodów, którzy mogli doświadczyć racial profiling.”
Z kontekstu wynika, że nie chodzi o osoby, które rzeczywiście padły ofiarą takiej kontroli – wystarczy, że mogłyby być potencjalnie skontrolowane z uwagi na swój wygląd.
Oficjalne ogłoszenie: „Szukamy powoda lub powódki”
Wspólne ogłoszenie wszystkich trzech organizacji, zatytułowane: „Poszukiwanie powoda/powódki do pozwu przeciwko kontrolom granicznym na niemieckich granicach wewnętrznych”, zawiera dwa podstawowe kryteria:
- Osoba powinna być postrzegana jako „Person of Colour” – co oznacza, że potencjalnie mogłaby paść ofiarą racial profiling.
- Powinna regularnie przekraczać granicę Niemiec z jednym z krajów sąsiednich – np. ze względu na pracę lub studia po drugiej stronie granicy.
W praktyce oznacza to, że nie trzeba być realną ofiarą rasowej dyskryminacji – wystarczy tylko należeć do grupy osób, które „mogłyby być skontrolowane” z powodu koloru skóry.
Zarzut rasizmu stawiany jeszcze przed wniesieniem sprawy
Chociaż nie znaleziono jeszcze żadnego rzeczywistego powoda, autorzy akcji już teraz formułują zarzuty pod adresem niemieckiej policji granicznej. W ogłoszeniu czytamy:
„To wskazuje na rasistowskie wzorce selekcji stosowane przez policję („racial profiling”) i narusza zasadę równości określoną w art. 3 ust. 3 niemieckiej ustawy zasadniczej.”
Innymi słowy – nawet jeśli jeszcze nikt się nie poskarżył, autorzy kampanii są przekonani, że na granicach dochodzi do systemowej dyskryminacji rasowej, którą należy jak najszybciej ukrócić przed sądem.
Finansowanie: podatnicy i kościoły
Nie bez znaczenia pozostaje kwestia finansowania inicjatywy. Co najmniej dwie z zaangażowanych organizacji otrzymują wsparcie ze środków publicznych:
- Initiative Schwarze Menschen in Deutschland była w ostatnich latach hojnie dotowana z programu „Demokracja żyje”, promowanego przez partie SPD i Zielonych. W latach:
- 2021 otrzymała 188 959,37 euro,
- 2022 – 350 012,21 euro,
- 2023 – 561 598,74 euro,
- 2024 – do czerwca – 117 273,18 euro.
- Gesellschaft für Freiheitsrechte otrzymywała dotacje z Federalnej Centrali Kształcenia Obywatelskiego, innych NGO oraz fundacji.
- Equal Rights Beyond Borders nie jest finansowana bezpośrednio przez państwo, ale działa przy wsparciu Kościoła Ewangelickiego, Metodystów oraz organizacji pomocowych, takich jak Brot für die Welt. Co ciekawe, niemieckim oddziałem kieruje Clara Bünge, obecna posłanka Bundestagu z ramienia partii Die Linke.
Reakcje i kontrowersje
Leon Züllig nie odpowiedział na pytania dziennikarzy BILD. Jego przełożony z Uniwersytetu w Gießen zaznaczył jednak, że wiadomość e-mail została wysłana z prywatnej inicjatywy i nie miała charakteru służbowego. Sam profesor zapewnił, że z akcją nie ma nic wspólnego.
Wszystkie trzy organizacje potwierdziły jednak, że faktycznie poszukują powodów do planowanego postępowania. Ich zdaniem niemieckie kontrole graniczne są niezgodne z prawem europejskim i należy to udowodnić przed sądem – nawet jeśli wcześniej nikt sam z siebie nie zdecydował się na taki krok.
źródło: bild.de
Należy te rasistowskie lewicowe organizacje jak najszybciej zdelegalizować i aresztować członków 🙂